Ufff, niedawno wróciłam z pracy, SzKotki przywitały mnie wylewnie po czym Ginny zaprowadziła mnie do kuchni a nawet pokazała szafkę, za której drzwiczkami ukryte są kopułki Sheby (najnowszy przebój jedzeniowy, Sheba prime cuts, kociska oszalały) a Jaffa radośnie monologował o tym co też się zdarzyło przez cały dzień. Teraz gdy są najedzone, wygłaskane i wybawione a i mnie udało się coś przegryźć może się uda odkurzyć ten temat :>.
W sumie to zastanowiło mnie (znowu!) podejście tubylców do zwierząt, a konkretnie do obrastania w zwierzęta. Tym razem, w przeciwieństwie do posta wyżej, to zaskoczenie pozytywne. Gdy opowiadam na przykład w pracy o kocich wyczynach, to w końcu pada pytanie 'To ile masz tych kotów?'. No dwa. Niby niedużo, akurat na dwupokojowe mieszkanie ;>. Ale już zdarzyło mi się spotkać z opiniami Polaków, że po co mi kot skoro sama nie wiem gdzie chcę mieszkać i co robić za dwa lata, że może jednak lepiej gdzieś z kimś osiąść i się rozmnożyć bo kot to nawet szklanki herbaty nie poda, że ogólnie to dziwna jestem że sobie na własne życzenie żywy kłopot na głowę ściągnęłam. Po takich opiniach ja się jeżę i prycham ale czuję głupią potrzebę usprawiedliwienia tej kociej obecności w moim życiu. A tutaj? No dwa. No spoko. A jak się nazywają? A skąd je masz? A wychodzą na dwór? Nie chcę uogólniać nacjonalistycznie ale jednak faktem jest, że nikt tutaj mi nic złośliwego na temat zakocania się nie powiedział, co o czymś świadczy. I nie znam nikogo kto nie miałby w domu jakiegoś zwierzaka. Mrrrr... Ktoś ma jakieś doświadczenia z innych krajów?
pozdrawiamy mrucząc sennie
Pręgowana Khajiitka & Ginny & Jaffa (który zostanie przedstawiony jak trzeba, ze zdjęciami, we wtorek :>)