Cezar nie czekał dziś na jedzenie. W ogóle myślę, że niekoniecznie będę teraz spotykała koty - dłużej jest jasno, dłużej trzyma ciepło, ale tez dłużej ruch jest na placu i drodze i koty pewnie będą później przychodziły , tym bardziej, że ja sypie w sumie suche głównie i ono czeka sobie
Za to dzis była znów Kleo. Wcale nie ruszyła do jedzenia, za to zaczęła się przy mnie szorować, dosłownie dwa kroki ode mnie. Wyglądała jakby się przyszła pokazać, że jest. Zadowolona przy okazji, że widzi mnie.
A może to tylko mnie się tak wydaje.
A wiecie co jest najgorsze, że zaczynam się bać , że któregoś dnia nie przyjdzie i potem już tylko takie dni będą, że coś jej się stanie. A że dziczek ona jest to już inaczej jej pomóc nie umiem
A we wtorek fotografując moje koty w słońcu zobaczyłam coś za oknem - jak dla mnie okropnego w sumie. Okropnego z oczywistych względów. Cudowny wielki kremowy kocur i bura koteczka. Mieszkam na wsi niby, ale to taka sypialnia Bielska, a nie typowa wieś. Osiedle domków. Parę kotów widuję stale, ale żadne tam włóczęgostwo, żadne grupki. Koty oczywiście wychodzące, bo jak to kota w domu trzymać.
Pstryknęłam zdjęcia tej parze. Kiedy zrobiłam mocne zbliżenie na obiekt zobaczyłam, że koteczka ma obróżkę na szyi. To chyba rozwścieczyło mnie najbardzej - skoro ktoś ma kota, wydziwia z obróżkami to dlaczego, do cholery dlaczego, nie wykastruje swojej pupilki???
Pierwszy raz widziałam tego kocura i tę kotkę. Nie wiem co to za koty, czyje, gdzie mieszkają.
Tylko zła jestem, wściekła jak cholera i ryczę przy tym jak bóbr. Bo ludzie są tacy głupi. I wcale nie będzie tak, że nagle kociaki po wsi się rozpełzną. Mam niestety obawy, że zywot tych kociąt długi nie będzie
