
Ale w sumie nie bardzo jest co pisać


Ze zdrówkiem w miarę ok, ale chyba pójdziemy na jakiś kontrol i odrobaczanko, bo Markiz jednak czasem (choć rzadko) kicha. Zastanawiam się nad wetką, do której uczęszcza Rustie, a która robiła sterylkę kotce, o której już kiedyś pisałam. Bratowa mówi, że wetka wszystko tłumaczy, jest bardzo miła i nie zdziera kasy (za sterylkę wzięła 120 złotych, a za kolejne wizyty kontrolne i zastrzyki co dwa dni po 10 złotych). Tylko właśnie w kolejce trzeba czekać, bo lubi sobie pogadać, ale mnie to w sumie nie przeszkadza, u Kujawskiego też nieraz i godzinę siedziałam... Jak myślisz Magda? To jest wetka przyjmująca przy Zapolskiej, niedaleko mnie, więc mogłabym tam nawet na nogach chodzić (o ile będę w stanie ich donieść

Aha, koty podzieliły strefy wpływów. Markiz stał się zdcydowanie synusiem mojej Mamy - to do niej przyłazi, na niej się rozkłada i jej się daje ugniatać jak plastelinka. U mnie to co nawyżej 5 sekund posiedzi, sprężyna jedna


Wczoraj doszłam do wniosku, że CK będzie musiało otworzyć nowy oddział - dla dużych, którzy zwariowali na punkcie swoich CKotów. Tak ciągle z mamą się zachwycamy kotuchami, tak do nich pogadujemy, że wczoraj chciałam czule przemówić do... gotujących się jajek







Dla wszystkich śledzących ten wątek - życzenia

