wczoraj i dziś (2 dni temu spuszczaliśmy płyn) Kminka szaleje jak nigdy

przywraca to wiarę, ale wiem, że to złudzenie

Doktor Ewa powiedziała mi wczoraj, że ona sama nie umrze...

czyli czeka mnie jedna z najtrudniejszych decyzji w życiu, ale podejmę ją - mam tylko nadzieję, że w odpowiedniej chwili...
Narazie bawimy się z Pichlakiem w chowanego i ganianego, w to, kto szybciej wpadnie do łazienki: ja i zdążę zamknąć drzwi od kabiny prysznicowej pełnej wody, czy ona i zdąży się "wykąpać"

Pichlaczek wybiega do korytarza jak wracam z pracy, ze sklepu

towarzyszy jej ciągle ciche, ale nachalne "miauuu, masz coś jeść? co przyniosłaś do jedzenia, głodna przecież jestem"
Wczoraj, kiedy Klemens wrócił z biopsji malutka ogrzewała go własnym chudym ciałkiem, lizała po uchu... jakby się odwdzięczała, że kiedy z nią było źle, Klemens się nią opiekował... jest kochana i taka wesoła
i na podobieństwo Bechet i Kaszmira - Pichlaczkowi wolno wszystko

nooo, prawie wszystko: bardzo była zdziwiona, że nie pozwoliłam zjeść nitki, wywleczonej z wykładziny i że nie wolno jej było wsadzić śnupy w domestos

jutro może wstawię kilka foteczek - znów z wujciem Klemensem
