Może się pierwszy raz mylę w odczuciach...... Ale ja wierzę w szczerość Eda- trzeba być bardzo zdeterminowanym, żeby wyczytywać to wszystko co Mu tu wypisujemy i jeszcze nadstawiać drugi policzek czyli pisać kolejne posty....
Ja po pierwszym wątku (wyciekła mi wtedy przez niedomknięte drzwi kocica- 8 lat, niekastrowana, nieszczepiona i karmiona często marketową karmą)
czekałam ponad pół roku zanim odważyłam się jeszcze raz tu zajrzeć. Są osoby, które uważają, że dobrze, że wróciłam i wcale nie dlatego, że jest na kogo "powrzeszczeć".... To nie było pierdylion lat temu- wystarczy spojrzeć kiedy się rejestrowałam.... Nie jestem osobą wrażliwą i delikatną- raczej typ "twarda baba"- bez bicza nie podchodź... A jednak nagonka na forum w bardzo trudnym dla mnie momencie spowodowała, że uciekłam....
Od tego czasu zmieniło się wszystko- koty mają wszystko co powinny- zmieniłam karmę, kupiłam drapak, wszystkie zaszczepione z kompletem aktualnych badań co pół roku, odrobaczone, wykastrowane, kilkanaście kocianek, stosy zabawek i innych kocich stuffów. Kiedyś nie wydawało mi się to ważne. Skończyłam studia pedagogiczne, podyplomowe, właśnie kończę prawo- nie jestem prostakiem o minimalnej wiedzy ogólnej... A jednak
NIE WIEDZIAłAM. Byłam wielkim przeciwnikiem kastracji (no bo przecież zaburzenia hormonalne

), karmy typu rc albo eukanuba wydawały mi się snobizmem, szczepienie kota niewychodzącego - zbędne itd
Ed jest dużo bardziej dojrzały i odporny niż ja.... Podziwiam Go za upór i odwagę cywilną. Bardzo trudno jest krytycznie oceniać samego siebie- Ed zachował obiektywizm..... Przyjął naszą krytykę, zinternalizował opinie, przemyślał, wyciągnął wnioski.
Czego można jeszcze oczekiwać w takiej sytuacji? Co jeszcze mógłby zrobić?
Kto nie miał w domu agresywnego kota nie wie jakie to trudne. Już o tym pisałam wiele razy ale napiszę jeszcze raz- miałam w domu taką sytuację. Wprowadziła się Yenna- nie chodząca, z problemami, dzikawa. Zaczęło się piekło. Walki kocic trwały całymi dniami. Cała trójka burych futer w jednym kłębie- warczenie i wrzaski bólu, przyduszanie, wgryzanie się w gardło itp..... Próbowałam je rozdzielać. Kulminacja nastąpiła kiedy podczas rozdzielania dziewuch Denis (moja najukochańsza pierwsza kocica) pocięła mi obie ręce. Pękłam. Siedziałam na podłodze, z rąk kapała na panele krew, zawodziłam na glos jak płaczka. Na to wszedł mój TŻ- myślał, że popełniam samobójstwo. Byłam już blisko. Nie dawałam sobie rady- byłam cała pocięta- startujące do walki kotki pocięły mi uda, brzuch i piersi, izolowałam je w transporterach, to był koszmar.
Gdybym wtedy nie była na forum, nie dostawała wsparcia od dziewczyn nie wiem jakby się to skończyło..... Pewnie nie uśpieniem ale wydaniem do schronu już pewnie tak....
Najczęściej jestem okropna- naskakuję na ludzi w wątkach o różne rzeczy (głównie okna- moja obsesja). Tym razem bronię. A wiecie dlaczego? Bo Ed
sam zrozumiał. Nie muszę Mu udowadniać linkami do setki wątków, przykładami, dosrywkami, że to co mówię jest słuszne. Sam wyciągnął wnioski. Ja to cenię.
Do zobaczenia Yennefer- czekaj na mnie w bytowniku przy ognisku.
10.02.2013 mój świat się zawalił.
Kto Ci tam Krokerku brzuch miętosi? Komu ćwierkasz? Do kogo się przytulasz w nocy? W czyich ramionach czujesz się bezpieczny?
09.11.2015r. odszedł Kroker