Z początku jej nie zauważyłam. Siedziała zupełnie bez ruchu na półce wyłożonej kocem, mała kuleczka… Nie kręciła się pod nogami, nie zwracała na siebie uwagi, po prostu była. Spojrzałam na nią i odżyły wspomnienia. Wiedziałam, że ją zabiorę, że wezmę ją, bo nikt tego nie zrobi, nikt nie zauważy małej czarnej kulki, która cichutko przycupnęła w kącie.
Tiara, magiczna czapka czarodzieja ma około 7 msc, na razie nic nie słyszy, bo świerzbowiec zdeformował wnętrze jej uszu i tak się rozprzestrzenił, że nie sposób ich nawet wyczyścić. Na razie mało co widzi, bo oczka ledwo się otwierają, niewiele czuje, bo nosek zawalony katarem bardzo boli. Ale jest, malutka, niezauważalna, czarna kuleczka, która już niebawem podbije czyjeś serce, bo moje już podbiła.




Przed samym prawie wyjściem mój wzrok padł na bliźniaczkę magicznej Tiary, zajrzałam jej tylko w uszy i zapakowałam do kontenera. Marla, kotka o bursztynowych oczach, mała, drobna kruszynka, która odda wszystko za to, by choć na chwilę przysiąść na moich kolanach. Marli uszy nie są tak zniszczone przez świerzbowca, ale są koszmarne. Marla – czarna kuleczka która spokojnie leży na kanapie, nawet gdy odkurzam.


Tiara i Marla mają koszmarne rozwolnienie, mieliśmy je odrobaczyć, ale się wstrzymamy. Obie są przepiękne, bardzo spokojne i nieśmiałe, chyba jeszcze nie wierzą, ze znów mają dom, ze są bezpieczne.

