Pojechałam ubrana do łapania agresywnego kota, nastawiona na ostrą walkę.
Weszłam.
Zagadałam.
Wyciągnęłam rękę do kota siedzącego na parapecie za firanką.
Usłyszałam "miaaau".
Ogarnęłam firankę.
Wzięłam kota na ręce, przytuliłam. Swoim zwyczajem obwąchała mi usta.
Zapakowałam do przenoski i pojechaliśmy do domu.
Pieniądze oddałam. Umowę adopcyjną podarłam.
.
.
.
.
Mam ją w domu. Siedzi w sypialni i płacze bo chce wyjść.
I co ja mam z nią zrobić? U mnie absolutnie nie może zostać.