Te działki są na trasie w stronę Mrozów, w okolcach Wiciejowa jest kierunkowskaz na Wólkę Wiciejowską w prawo. Skręca się za takim sklepem (czy barem) o szumnej nazwie EDEN. Potem się jedzie kawałek taką bylejaką drogą i są te cholerne działki.
Działki są ogrodzone, ja zawsze pożyczam klucze do bramy od właścicielki jednej z działek, pani Haliny. Ludzie tam mieszkają w sezonie i wtedy koty są dokarmiane, ale rozmnażają się, nikt o to nie dba...Wiem od pani Haliny, że wiele z nich zaraz po urodzeniu jest topiona, niektóre nie przeżywają zimy. Ta pani jeździła do nich raz-dwa razy w tygodniu i zostawiała im karmę, ale teraz ta noga złamana...
Być może jest możliwe namówienie kogoś miejscowego do pomocy, chociaż tam do najlbiższych domów jest kawałek, ale jak zaufać takiej osobie, ile jej zapłacić, jak to skontrolować, jak się nie ma czasu? Ja mogę tam podjechać w weekend, ale też nie wiem, czy mój mąż będzie chętny (ostatni nie mamy na nic czasu, urządzamy mieszkanie i on mi się buntuje), ew. może jeździć ze mną znajoma karmicielka, pani Emila, ale ona pracuje w niektóre weekendy. Tak naprawdę problem z karmieniem jest głównie zimą, bo latem działkowicze trochę koty dokarmiają, ale pewnie resztkami ze stołu...
Myślę, że trzeba by szybko działać, bo koty się pochorują...Jest tak zimno, tam są zaspy śniegu, a jak taki kot się zmoczy to nie ma szans szybko wysuszyć futerka...
Sibia, jakbyś miała czas to skontaktuj się ze mną, może w ten weekend by się udało złapać te dwa młodsze, jedynie problem by był z tymczasem, bo mój mąż już nie chce w domu innych kotów (ja nie mam siły się już z nim kłócić), a drugi problem, to że o ile ten czany czwarty z miotu jeszcze jest w miarę do oswojenia, to nie wiem jak ten biało-szary, co się z nim zaprzyjaźnił, wprawdzie do michy podchodzi, ale pogłaskać to mi się go nie udało...A szkoda go...zresztą każdego kota w potrzebie szkoda

JAk by się złapało te dwa młode, to zostanie jeszcze ich matka (dzika, ale pomieszkuje w komórce). Jej nie widziałam od miesiąca, są też te dwa ze zdjęcia powyżej, a o innych mi nie wiadomo...Pamiętam jeszcze była taka jedna podobna do mojej Beni, ale bardzo dzika...
Fajnie by było, jak by się znaleźli tu jeszcze jacyś Mińszczanie chętni do pomocy. Wtedy można by się zdzwaniać i co parę dni by ktoś podskoczył z karmą....