Z pamiętniczka karmicielki

blaski i cienie życia z kotem

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Wto gru 26, 2006 14:09

Guciu[*] :cry:

I dla wszystkich życzenia spokojnych świąt... :s2:
Psotka 23.02.2009 - 8.04.2015 [*]
http://forum.miau.pl/viewtopic.php?f=1&t=88961

ObrazekObrazek

Amanda_0net

 
Posty: 7297
Od: Pon mar 13, 2006 20:56
Lokalizacja: Gliwice

Post » Wto sty 02, 2007 12:35

może cos nowego.....
z okazji.... Nowego Roku :twisted:
Obrazek

carmella

 
Posty: 15616
Od: Nie lut 29, 2004 14:46
Lokalizacja: Podbeskidzie

Post » Wto sty 02, 2007 14:32

carmella pisze:może cos nowego.....
z okazji.... Nowego Roku :twisted:


Z okazji Nowego Roku?
Oczywiście nowe życzenia:
Szczęścia, zdrowia, powodzenia... :s5:

----

jola.goc

 
Posty: 1738
Od: Śro mar 31, 2004 13:25
Lokalizacja: dolny Górny Śląsk

Post » Sob sty 13, 2007 8:29

Joluś, może jakaś nowa historyjka.Śniegu u nas co prawda niet, ale za to jak pięknie wieje... Może coś się wydarzyło ciekawego??
Obrazek

carmella

 
Posty: 15616
Od: Nie lut 29, 2004 14:46
Lokalizacja: Podbeskidzie

Post » Pon sty 22, 2007 5:46

:?: :?:
Anna i tylko cztery koty :(

anna57

Avatar użytkownika
 
Posty: 13052
Od: Wto kwi 27, 2004 10:24
Lokalizacja: Poznań

Post » Pon sty 22, 2007 10:36

carmella pisze:Joluś, może jakaś nowa historyjka.Śniegu u nas co prawda niet, ale za to jak pięknie wieje... Może coś się wydarzyło ciekawego??


Tak, Jolę wywiało!
Los bowiem synów ludzkich jest ten sam, co i los zwierząt; los ich jest jeden: jaka śmierć jednego, taka śmierć drugiego, i oddech życia ten sam. W niczym więc człowiek nie przewyższa zwierząt.
(Biblia, Księga Koheleta 3/19)

Prakseda

 
Posty: 8154
Od: Czw cze 16, 2005 10:35
Lokalizacja: Warszawa-Mokotów

Post » Wto sty 30, 2007 20:16

Prakseda pisze:
carmella pisze:Joluś, może jakaś nowa historyjka.Śniegu u nas co prawda niet, ale za to jak pięknie wieje... Może coś się wydarzyło ciekawego??


Tak, Jolę wywiało!


Oby nie :wink:
Obrazek

pisiokot

 
Posty: 13011
Od: Śro maja 03, 2006 15:37
Lokalizacja: Łódź

Post » Śro sty 31, 2007 2:10

Jak słusznie domyśliła się Prakseda, porwały mnie wiejące ostatnio wiatry. I wtrąciły w przepastną otchłań czarnej dziury. Stąd białe plamy w pamiętniczku. Ale mozolnie znów się wydobyłam, a właściwie wydobywam...

/30. 01. '07/ Starowinka Misia

Nazwałam ją Misią, bo przypominała mi miniaturowego niedźwiadka. Głównie z pyszczka, bo z postury już raczej nie. Drobna, pokryta mięciutkim, lichym, przyprószonym siwizną futerkiem. Głaszcząc je, wyraźnie czuje się ciepłotę jej małego ciałka oraz wszystkie jego wypukłości i wklęsłości. Z tym, że po raz pierwszy dała mi się pogłaskać po dwóch latach znajomości...

Cała Miśka. Nieufna w stosunku do ludzi, nielubiąca innych kotów samotnica. Zawsze skromnie tuląca się do murku “swojego” budynku, gdzie wzbudzała – u jednych litość, u innych niesmak. “Fe, jaki parszywy kot” – rzucał ktoś czasem. “O, jaki bidok” - mówił inny. “Stary” – beznamiętnie oceniało najwięcej.

To wszystko zasługa jej szpakowatego umaszczenia – bo parszywa nie jest, a stara... na pewno tak, choć myślę, że i za młodu tak wyglądała. Jednak opiekuję się nią od 6 lat, a już gdy się poznałyśmy, nie była podlotkiem. W tym czasie nigdy nie rodziła, nie miała rui. Ze starości? Może, choć dziwią całkiem dobre zęby.
Co najmniej 10 lat musi jednak mieć, a to jak na bezdomną kotkę wiek bardzo podeszły.

Różnie przez te 6 lat bywało. Leczyłam ją z katarów, drobnych dolegliwości, odrobaczałam. Karmiłam i głaskałam. A później, gdy pojawiły sie problemy z trawieniem, masowałam brzuszek, co uwielbiała.

Misia miała swoją piwniczkę, wyłącznie do własnej dyspozycji. Wejścia do niej – okrągłego otworu (wentylacyjnego?) pilnie strzegła. Inne koty się tam nie zainstalowały. Widać, czuły respekt.
Co innego człowiek. Głupi człowiek. Zaczął regularnie, z uporem maniaka, zatykać ten otwór. Ja regularnie zatyczki wyjmowałam. W silne mrozy Misia jednak przenosiła się do kanału, przemagając jakoś swoje obrzydzenie do innych kotów. Może tam było cieplej? A może chciała być na miejscu, gdy przychodzę z jedzeniem?

W zeszłym roku też się przeniosła. Wkrótce potem zaczęła mieć trudności z chodzeniem. Wyraźnie kulała, łapki jej się plątały. Za którymś razem utknęła w wejściu do kanału. Połowa Misi zniknęła w szparze, ale na górze został tył z bezradnie rozciągniętymi łapkami. Łapki przestały działać. Cóż było robić, pociągnęłam je w swoją stronę, dobyłam całość i dostarczyłam do domu. Musiała mieć jakiś wypadek, bo odkryłam ranki na odbycie i w jego okolicy, i siniak na udzie.

Po mieszkaniu poruszała się głównie w nocy, w dzień rzadko i zawsze w przycupie, dlatego trudno było mi powiedzieć, czy łapki doszły już do siebie. Ale i tak mrozy, jakie wtedy nastały, nie pozwalały mi jej wypuścić.

Mimo że do szczętu zasikała mi mieszkanie. Ponieważ mam alergię na zapach zwierzęcych odchodów, usmarkana, dusząca się, z załzawionymi, piekącymi oczami wypatrywałam wiosny. Misia też miała dosyć siedzenia w jednym miejscu. Z nadejściem wiosny zaczęła się niecierpliwić. Za to ja postanowiłam wytrzymać jeszcze parę dni, aż nie tylko dzionki, ale i noce zrobią się cieplejsze. Ona zaś czekać nie chciała i znalazła sposób na to, bym ją natychmiast wypuściła.

To było późno w nocy, szykowałam się już spać, ale coś tam jeszcze podczytywałam. W pewnym momencie zdałam sobie sprawę, że od dłuższego czasu słyszę dziwny dźwięk. Oderwałam oczy od książki i co zobaczyłam 8O – wszystkie koty siedzą nieruchomo w idealnym kręgu pod ścianą i wpatrują się z fascynacją w jeden punkt na podłodze. W skojarzeniu z tym dźwiękiem, pomyślałam, że przez okno wpadł jakiś ogromny owad, może świerszcz. Ale żadnego owada nie ma.

I nagle olśniło mnie: widzę magiczny krąg! Albo koci sejmik, jak to tajemnicze zjawisko bardziej pospolicie zwą niektórzy. Zawsze marzyłam, by to kiedyś ujrzeć, i oto się doczekałam! :spin2:
A potem zobaczyłam smużkę dymu wznoszącą się z jednego krańca magicznego kręgu. Hmm, o takich efektach paranormalnych nigdy nie słyszałam... Musiałam się przekonać, co to. I w samą porę...

Przytwierdzone do podłogi pod oknem gniazdko elektryczne, zalane przez Misię, już nie tylko skwierczało, ale też i dymiło. W panice wypadłam na klatkę schodową i wykręciłam korki, śrubokrętem podważyłam i wyrwałam gniazdko, a raczej jego część, z podłogi. A jaka cudowna woń rozeszła się po mieszkaniu.... :twisted:

Następnej nocy Misia odzyskała wolność. Nigdy więcej! – przysięgłam uroczyście sobie i jej na pożegnanie. – Nigdy nie wezmę Cię do domu, choćby nie wiem co!

Już parę godzin później zaczęłam mieć wyrzuty sumienia, bo po chwilowej poprawie pogoda znów zrobiła się fatalna. A gdy od tego dnia przez następne dwa tygodnie nie zobaczyłam Misi na oczy, sumienie prawie mnie zjadło. Tym bardziej, że za dwa dni przyszła prawdziwa wiosna, a nawet od razu lato. Mogłam poczekać... Dwa dni...

Natknęłam się na nią, gdy przebiegała drogę blisko naszego bloku. Akurat jechałam do katakumb. Zgarnęłam ją i postanowiłam spróbować tam osiedlić. Widziałam, że jej się podoba – niestety, nie podobało się Burci, mojej drugiej seniorce, też niekoleżeńskiej. Misia utrzymała się tam dwa dni, potem wróciła na swoje włości, które na szczęście udało jej się odzyskać.

A tej zimy... Najpierw ten ktoś zatkał wejście do piwnicy – tym razem na zawsze. Zamontował od wewnątrz kratkę.
Misia straciła apetyt, miała wzdęty brzuch, na którym wymacałam spory guzek, śliniła się. Na jakiś czas pomoglo odrobaczenie, olej parafinowy, masaże, lepsze jedzenie. Ale widac było, że idzie ku najgorszemu.
I w końcu przez dwa dni pod rząd nie pokazała sie na karmieniu, nigdzie nie mogłam jej znaleźć.
Wczoraj tak samo. Już dałam sobie spokój i miałam odjeżdżać, gdy jakiś kot wyszedł spod parkowej ławki. I szedł przed siebie na ugiętych nóżkach, zataczając się, nie spojrzawszy na mnie, mimo że wołałam po imieniu, bo już wiedziałam...

Czy mogłam ją tak zostawić? Niby obiecywałam sobie, że pozwolę jej umrzeć na wolności, tak jak żyła... Ale co innego teoria, a co innego praktyka.

Niosłam ją całą drogę na ręce, brnęłam wyżłobionymi w lodzie koleinami, z rowerem w drugiej ręce, a ona, mimo strachu i niewygody, siedziała cichutko jak trusia.

Pod brodą ma dwie wielkie twarde gule, na brzuchu same grudy. Oczka szkliste, słaba. Nie je. Zrobiła w łazience małą, cieniutką i bardzo twardą kupkę.

Oczywiście skorzystała z pierwszej sposobności, by się przenieść do pokoju. Umościła się pod szafą.
Gdy położyłam się spać i zgasiłam światło, cały pokój wypełniło głośne, mruczące, solowe mormorando, dobiegające spod szafy.

---
Ostatnio edytowano Czw lut 08, 2007 3:03 przez jola.goc, łącznie edytowano 1 raz

jola.goc

 
Posty: 1738
Od: Śro mar 31, 2004 13:25
Lokalizacja: dolny Górny Śląsk

Post » Śro sty 31, 2007 8:37

Misiu, pamiętaj że Jola bardzo Cie kocha i się martwi.

Mimo, ze jej mieszkanie zasikałaś
Obrazek

carmella

 
Posty: 15616
Od: Nie lut 29, 2004 14:46
Lokalizacja: Podbeskidzie

Post » Śro sty 31, 2007 8:54

Jolu, piękna opowieść...
Misi życzę jeszcze wielu spokojnych, "mruczących" dni :D
Obrazek

pisiokot

 
Posty: 13011
Od: Śro maja 03, 2006 15:37
Lokalizacja: Łódź

Post » Śro sty 31, 2007 9:03

jola.goc pisze:
Czy mogłam ją tak zostawić? Niby obiecywałam sobie, że pozwolę jej umrzeć na wolności, tak jak żyła... Ale co innego teoria, a co innego praktyka.

---[/color]


Biedna Misieńska.
Jolu u mnie teoria z praktyką idzie w parze. Uważam, że umieranie na "wolności" to podwójne cierpienie - brak pomocy ze strony człowieka (leki łagodzące chorobę, przeciwibólowe, nawadnianie), żle warunki lokalowe, niebezpieczeństwa zewnęŧrzne (jeszcze grożniejsze dla osłabionego chorobą kota).

Co jej właściwie jest? Czy to nowotwór?
Czy można jej jakoś pomóc? Może coś potrzebujesz?


A propos kontaktów. U mnie było podobne zdarzenie. Teraz mam w kontaktach zatyczki.
Los bowiem synów ludzkich jest ten sam, co i los zwierząt; los ich jest jeden: jaka śmierć jednego, taka śmierć drugiego, i oddech życia ten sam. W niczym więc człowiek nie przewyższa zwierząt.
(Biblia, Księga Koheleta 3/19)

Prakseda

 
Posty: 8154
Od: Czw cze 16, 2005 10:35
Lokalizacja: Warszawa-Mokotów

Post » Śro sty 31, 2007 9:05

Jolu jsk zawsze odebrało mi mowę
pięknie piszesz o swoich Kotach,pieknie

Misiu nie martw Joli
Dla moich adoptusiów za TM [']

Gór mi mało i trzeba mi więcej....

berni

 
Posty: 10317
Od: Pon sty 10, 2005 15:12
Lokalizacja: Katowice, Bielsko, LAS :)

Post » Śro sty 31, 2007 10:24

Jolu, za trzecim podejściem przeczytałam całość o Misi. Tak mi przykro... Może weterynarz? Jakoś by sie pewnie forumowo uciułało na weta...

Magdalena

 
Posty: 1513
Od: Sob maja 18, 2002 12:05
Lokalizacja: Warszawa Bemowo

Post » Czw lut 01, 2007 13:08

Prakseda pisze:Co jej właściwie jest? Czy to nowotwór?
Czy można jej jakoś pomóc? Może coś potrzebujesz?


Nie wiem, co jest Misi. I pewnie coś potrzebuję, ale nie wiem co...

Objawy ma takie, jak opisałam wyżej. Nie ma gorączki - temp. 38,2. Przedwczoraj zjadła odrobinę surowego serca, wczoraj już nic. Pije duzo wody, ale... nie sika? Wątpię, żeby chodziła do kuwety (a ja się bałam, że mi zasika mieszkanie... niechby i zasikała...).
Leży pod szafą, momentami stęka i pojękuje. Ciężko jej się też oddycha. Brzuch ma miękki, a w środku wyczuwalny jakby sporych rozmiarów kamień - chyba pęcherz, ale może macica? Te grudy na brzuchu to powiększone węzły chłonne pachwinowe, choć nie wiem, czy wszystkie.

To może być wiele rzeczy: nowotwór, białaczka, nerki. Ropomacicze?
Bez badań nie da się tego ustalić.

Chciałabym chociaż podać jej coś przeciwbólowo, ale też nie wiem co.
Pytałam kiedyś wetów, mówili, że nadaje się jedynie pyralgina w czopkach dla dzieci. Tylko że nie ma takiej... Kupiłam normalną, dla dorosłych, ale to ogromna dawka. Mój dowcipny wet, gdy mu o tym powiedziałam, poradził mi, żeby wprowadzić na sznureczku, potrzymać, a potem wyjąć...

Moje lekarka w rejonie poleca Diclac, Tramal. Mówi, że daje swoim zwierzętom (i przepisuje dla zwierząt pacjentów...).
Diclalc mam, przestudiowałam wczoraj ulotkę i jestem pełna wątpliwości. Trzeba by dać 1/4 tabletki, a tym samym zniszczyć osłonkę, która powoduje, że lek rozpuszcza się dopiero w jelicie, a nie w żołądku, powodując zapalenie, może nawet krawienie z jego ścian.

Jeśli będę widziała, że bardzo cierpi, to pewnie podam jej pół czy ćwierć tego czopka, może sie uda, choć podobno kruszy się przy krojeniu...
Ale może ktoś zna jakiś bezpieczny i pewny środek, który można by podać już teraz?

Magdalena przysłała na Misię 50 zł, więc przynajmniej będę mogła wezwać weta, gdy nadejdzie ten moment. Dziękuję Ci, Magdaleno.

---

jola.goc

 
Posty: 1738
Od: Śro mar 31, 2004 13:25
Lokalizacja: dolny Górny Śląsk

Post » Czw lut 01, 2007 14:11 Misia

A nie możesz isc z nią do lekarza?Przeciez tak nie mozna czekac na smierc.Podaj konto będziemy zbierac, a na razie pozycz od kogoś,prosze!

gisha

 
Posty: 6078
Od: Wto sty 17, 2006 12:01

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Anna2016, Google [Bot], Lifter, Marmotka, zuza i 52 gości