Z tym szukaniem w schronisku to różnie bywa, a juz najróżniej z przepływem informacji tam. Nie liczcie na to, że ktos telefonicznie cos sie dowie, a przewaznie ludzie w ten sposób próbuja zdobyc informacje. Miałam taką sytuację, że ludziom spłoszyła się w lesie i uciekła yorkusia, która u mnie kupili. Zgłosili to w schronisku, na wszelki wypadek, gdyby ktos ja odnalazł. Pani, która ją znalazła poinformowała o tym schronisko, tez podała nr tatuazu pieska, tel do siebie i...nic. A ile yorków rodowodowych, tej samej płci i wieku gubi sie w tym samym czasie, a co tu mówic o biało-burej kotce? Właściciele suni dowiadywali się codziennie, czy ktos nie odezwał się, że ją znalazł. Pracownicy odpowiadali, że nikt się nie zgłosił. Dopiero pani, która ją znalazła zadzwoniła do Związ. Kyn. i po tatuazu dotarła do mnie, a ja po adresie na umowie, do państwa, którym zagineła. Tak, więc nie liczyłabym na to, ze przez schronisko ją odnajdą. Znajoma szukała też swojego kundelka. Dzwoniła, to takiego nie było, pojechała i był. Całe szczęście, że mnie posłuchała, bo jej nie wpadłoby do głowy, żeby tam jechac, skoro telefonicznie dostała informację, że podponego psa nie ma.
Z drugiej strony ludzie czesto oddają koty w szelkach. Dodają nawet kuwety i legowiska, bo przecież są to juz dla nich zbędne wtedy przedmioty.