Cosieczka już po szczepieniu, niestety nie mogę wstać i wstawić fotki, bo śpi mi na kolanach
Zerwaliśmy się rano, żeby uniknąć tłumu na klinikach. Dodatkowo chcieliśmy też zabrać Czitusię, albowiem wczoraj wieczorem dziwnie drapała się w ucho, niechby doktor zajrzał, zwłaszcza, że na dyżurze dr Hildebrandt.
Rano Czitusia nie wykazywała już dolegliwości uszkowych, więc wszystko szybko, miseczki szybko, koszyk szybko, wyjść szybko...itd.
Zapakowaliśmy Cosię, CZitka i Balbina przerażone w oknach machają nam łapkami, jak wyjeżdżamy.
W połowie drogi uzmysławiam sobie, że nie wyłączyłam gazu pod gotującym się kurczakiem, oczywiście dla kić
Zostawiłam Jurka z Cosią i autem na klinikach, a sama taksowką do domu, gdzie oczywiście gaz był..wyłączony
Tym sposobem nie byłam przy szczepieniu
Pan doktor zobaczywszy Jurka i Cosię, a zna nas już, mówi: kolor kota się nie zgadza

, albowiem Cosi jeszcze nie widział.
Puka w komputer. Czitka?- Nie. Balbiśka?-Nie. Coś?- Cosia, poprawił Jurek, okazało się kiedyś tu, że dziewczynka
Potem było mierzenie temperatury, wszystko ok., i oglądanie pycholka.
Jak się okazało, mleczak nie wypadł, a na nim wyrasta kiełek i mleczak trzeba usunąć
Cośka sobie nie dała tak na żywo, więc za tydzień mamy przyjechać na lekkiego głupiego jasia i ząbek usuniemy, żeby nam piękny kieł wyrósł już spokojnie
Potem szczepienie w wykonaniu doktora osobiście, tricat(tak? bo nie mogę zajrzeć) i do domku ku naszej radości wspólnej.
Marudka jestem, ale na kolankach śpię
