Moje kociska.. Misiowe nowości.. s. 97..

blaski i cienie życia z kotem

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Wto gru 26, 2006 22:19

długa lektura :lol:

izaA

 
Posty: 11381
Od: Nie wrz 25, 2005 14:09
Lokalizacja: Warszawa-Wesoła

Post » Wto gru 26, 2006 22:22

Aniu, Gizmuś kiedy do mnie trafił dwa lata temu też panicznie bał się brania na ręce. Po prostu dostawał świra ze strachu, wyrywał się w panice i uciekał. Potem okazało się, że panicznie boi się również małych dzieci, więc wygląda na to, że jakiś dzieciak mu coś zrobił. Przez cały czas bardzo nad tym pracowaliśmy, uczyłam go, że wzięcie na ręce oznacza tylko mizianki i całuski. Po dwóch latach Gizmuś dalej nie przepada za braniem na ręce, ale już nie boi się tak bardzo i często się zdarza, że da się chwilę potrzymać. Co więcej, daje się nawet odwrócić na plecki i pocałować w brzusio, coś absolutnie nie do pomyślenia jeszcze jakieś pół roku temu.
Czas leczy rany, a cierpliwość i miłość tylko rzecz przyspieszają. :)
Obrazek
Devon, Gizmo i Dzidzia

Jowita

 
Posty: 6875
Od: Wto paź 19, 2004 19:35
Lokalizacja: Warszawa - Mokotów

Post » Wto gru 26, 2006 22:22

izaA pisze:długa lektura :lol:
Ale pouczająca i konieczna..
Trzymaj kciuki za mojego niebieskiego diabełka tasmańskiego.. :)

Bardzo mi szkoda kici.. nawet nie umiem sobie wyobrazić jakie przeżycia doprowadziły ją do takiego stanu.. taki strach, który wywołuje tak potężną agresję nie wziął się znikąd.. mam okropne podejrzenia, że to znowu człowiek się wtrącił.. :evil:
Opowieści o moich kociastych..
viewtopic.php?p=3620054#3620054

aamms

Avatar użytkownika
 
Posty: 28912
Od: Czw lut 17, 2005 15:56
Lokalizacja: Warszawa-Ochota

Post » Wto gru 26, 2006 22:35

To na pewno był człowiek... :( Oczywiście, ze kciuki som i ciepłe, łagodne myśi...wiesz właśnie mija rok od rozpoczęcia kuracji w naszym domu...w zeszłym roku nikt nie martwił się o choinkę ...Sonia nie ruszała się z koszyczka, a Otis zawzięcie jej pilnował...wczorja wieczorem zrobiłam sesję zdjęciową z mycia...wielki rózówy jęzor...Sonia była cała wilgotna i wniebowzięta...a potem zasnęli razem stykając się czołami...widok, o którym rok temu nawet nie śmiałam pomarzyć...mam dwa szczęśliwe ze sobą koty...koty, które razem się bawią. razem spią, razem jedzą i razem psocą...koty, które nie tęsknią, kiedy nas nie ma...a mogłoby być całkiem inaczej...wszystko dzięki kroplom....wszystko...

izaA

 
Posty: 11381
Od: Nie wrz 25, 2005 14:09
Lokalizacja: Warszawa-Wesoła

Post » Wto gru 26, 2006 22:37

No to z tego co piszecie Jowita i Iza, widzę, że dłuuuuuuuuuuuuuga droga przede mną i przed Misią oczywiście..
Opowieści o moich kociastych..
viewtopic.php?p=3620054#3620054

aamms

Avatar użytkownika
 
Posty: 28912
Od: Czw lut 17, 2005 15:56
Lokalizacja: Warszawa-Ochota

Post » Wto gru 26, 2006 22:39

aamms pisze:
izaA pisze:długa lektura :lol:
Ale pouczająca i konieczna..
Trzymaj kciuki za mojego niebieskiego diabełka tasmańskiego.. :)

Bardzo mi szkoda kici.. nawet nie umiem sobie wyobrazić jakie przeżycia doprowadziły ją do takiego stanu.. taki strach, który wywołuje tak potężną agresję nie wziął się znikąd.. mam okropne podejrzenia, że to znowu człowiek się wtrącił.. :evil:


Prawdopodobnie tak :evil: . Owszem, są koty, które same z siebie nie za bardzo lubią na rączki, ale wywołuje to takiej agresji.
Trzymam kciuki za oswajanie się panienki. Często o Was myślę bo sama oswajam moją tymczasową Filomatkę. Tylko że u Filusi nie ma agresji (hmmm... gdy dawałam jej na siłę lekarstwo to była, całe ręce mam w szramach), ale tak to tej agresji nie ma, tylko bardzo nieufna i płochliwa.

Anka

 
Posty: 17254
Od: Sob mar 08, 2003 21:23
Lokalizacja: Gdynia

Post » Wto gru 26, 2006 22:49

Anka pisze: Tylko że u Filusi nie ma agresji (hmmm... gdy dawałam jej na siłę lekarstwo to była, całe ręce mam w szramach), ale tak to tej agresji nie ma, tylko bardzo nieufna i płochliwa.


To tak jak z naszą Sonią...jeśli mówimy o czasie...2 lata i kuracja kroplami mniej więcej po roku...tyle czasu trzeb było by Sonia zaufała nam do końca pokazujac brzuszek, mrucząc na rękach i poszukując naszego towarzystwa przez 24 godziny...przed TŻ nadal ucieka, ale już nie do swoich kryjówek tylko na odległość paru kroków...śpi na drpaku a nie pod łóżiem i generalnie jest kotem szczęśliwym :lol:

izaA

 
Posty: 11381
Od: Nie wrz 25, 2005 14:09
Lokalizacja: Warszawa-Wesoła

Post » Wto gru 26, 2006 22:49

Anka pisze:
aamms pisze:
izaA pisze:długa lektura :lol:
Ale pouczająca i konieczna..
Trzymaj kciuki za mojego niebieskiego diabełka tasmańskiego.. :)

Bardzo mi szkoda kici.. nawet nie umiem sobie wyobrazić jakie przeżycia doprowadziły ją do takiego stanu.. taki strach, który wywołuje tak potężną agresję nie wziął się znikąd.. mam okropne podejrzenia, że to znowu człowiek się wtrącił.. :evil:


Prawdopodobnie tak :evil: . Owszem, są koty, które same z siebie nie za bardzo lubią na rączki, ale wywołuje to takiej agresji.
Trzymam kciuki za oswajanie się panienki. Często o Was myślę bo sama oswajam moją tymczasową Filomatkę. Tylko że u Filusi nie ma agresji (hmmm... gdy dawałam jej na siłę lekarstwo to była, całe ręce mam w szramach), ale tak to tej agresji nie ma, tylko bardzo nieufna i płochliwa.


Anka, Misia jest tak bardzo nieufna, że aż agresywna..
Ten jej wyraz oczu, kulenie się, uciekanie, syczenie.. to wszystko przeradza się w agresję.. :evil:
Opowieści o moich kociastych..
viewtopic.php?p=3620054#3620054

aamms

Avatar użytkownika
 
Posty: 28912
Od: Czw lut 17, 2005 15:56
Lokalizacja: Warszawa-Ochota

Post » Wto gru 26, 2006 22:52

Straszne :(
Ale się poprawi :ok:
Obrazek Polska - katolska oraz kibolska

Kicorek

Avatar użytkownika
 
Posty: 30825
Od: Pon sie 30, 2004 9:47
Lokalizacja: Warszawa Żoliborz/Bielany

Post » Wto gru 26, 2006 22:56

Rozumiem, Aniu :( .
Przy Filomatce jest jeszcze jeden plus. Ona jest razem z Małą Mi z którą się znają od dawna, ze schroniska i chyba lubią się. Mała Mi straciła już resztki schroniskowej nieufności, miza się, ociera, pozwala brać na rączki, oczywiście mrucząc jak traktorek. Filusia stale uważnie obserwuje i chyba uczy się, że nie trzeba się bać.
Misia niestety takiej znanej sobie od dawna kociej koleżanki nie ma, a Twój stosunek do obcych jej kotów może nie jest dla niej wystarczającym dowodem :(

Anka

 
Posty: 17254
Od: Sob mar 08, 2003 21:23
Lokalizacja: Gdynia

Post » Wto gru 26, 2006 23:05

Anka pisze: Twój stosunek do obcych jej kotów może nie jest dla niej wystarczającym dowodem :(


To prawda.. i nie jest też wystarczającym dowodem to w jaki sposób sie do niej odnoszę.. :oops:
Może ona po prostu jeszcze nie wierzy, że można i tak.. :?

W każdym razie widzę, że zapowiada się długie leczenie.. nie wiem czy rok czy dwa lata u mnie zanim się wyleczy, to najlepszy pomysł.. Może powinna wcześniej trafić do swojego docelowego domu, który będzie umiał z nią postępować.. boję się, że jak tak długo u mnie posiedzi to kolejna przeprowadzka może zniszczyć to co się uda wypracować.. :? A może powinna posiedzieć aż dojdzie całkiem do siebie.. :?

Sama nie wiem.. :? Jak myślicie?
Opowieści o moich kociastych..
viewtopic.php?p=3620054#3620054

aamms

Avatar użytkownika
 
Posty: 28912
Od: Czw lut 17, 2005 15:56
Lokalizacja: Warszawa-Ochota

Post » Wto gru 26, 2006 23:11

Tak na szybko to pomyślałam, że powinna albo zaraz trafić do domku docelowego (ale to musiałby być taki super domek jak Twój), i tam przejść całość procesu leczenia jej ran duszy, albo zostać u Ciebie aż do zakończenia tego procesu, z tym, że dobrze by było, żeby różni ludzie przychodzili do Ciebie, głaskali inne koty itp - żeby widziała, że inni ludzie też są dobrzy, żeby stopniowo socjalizowała się.
Sądzę, że najgorsze dla niej by było, gdyby zaczęła nabierać zaufania i właśnie wtedy zmieniła domek, wtedy mogłoby się wszystko cofnąć i kolejny proces trwać nawet dłużej. Znowu myślę o Filusi. Ona po 2 dniach pozwalała się ledziutko podapać po pleckach, a po tym podawaniu leku już trzeci dzień nie pozwala się dotknąć wcale, odrazu wycofuje się gdzieś w kąty (z tym, że nic na siłę nie robię).

Anka

 
Posty: 17254
Od: Sob mar 08, 2003 21:23
Lokalizacja: Gdynia

Post » Śro gru 27, 2006 9:47

Anka ma rację, albo powinna w miarę szybko trafić do nowego domku, takiego, co będzie miał już doświadczenie z persami i duuuuuuuuużo dobrej woli dla "chorego" kota, albo będziesz ją musiała "wyprowadzić"... :(

izaA

 
Posty: 11381
Od: Nie wrz 25, 2005 14:09
Lokalizacja: Warszawa-Wesoła

Post » Śro gru 27, 2006 10:47

Ja nie wierzę w skuteczność kropli Bacha. Moja Kawusia je brała przez 3 tygodnie i nie było skutku. Przeszłam na leki antydepresyjne i pomogło. Teraz znowu mam nawrót choroby. Przez Sabinkę, która ją ściga do upadłego i atakuje z całą furią, jak spotkają się w ogrodzie.

Zakocona

 
Posty: 6992
Od: Czw lut 03, 2005 22:19
Lokalizacja: Gliwice

Post » Śro gru 27, 2006 11:08

No skoro już ktoś poruszył kwestię kropli i leków to ja też dołożę swje 3 grosze, może się przydadzą Tobie i Misi.... długo bedzie, trochę OT ale żebyś sobie porównała...

Mój Franio jest kotem panikarzem i w chwilach paniki zachowuje się agresywnie - a jest to prawie 6 kilo kocura, wiec możesz sobie wyobrazic... Nie jest to może aż takie akustyczne jak u Misi, on bardziej zwiewa ( ale tak, ze aż się z przestrachu potrafi przewrcić na zakręcie) niż warczy, ale jak nie może zwiać - atakuje. Mówię o obcych, do mnie odnosi się nieco :? łagodniej . Innym ludziom nie dał się w ogóle dotknąć, nawet znajomej kociarze która przez tydzień u mnie mieszkała !

Zaczął brać krople Bacha (mieszankę skomponowaną przez P.Wandę) - przez 2 miesiące nie było poprawy, nic. Wypatrywałąm znaków, czasem wydawało mi sięże działa, ale na drugi dzień byłregres. I tak w kółko, ogólnie bez widocznej poprawy.Odstawiłam, odczekałam. Nic.
Dr Dominika, tarchomińskie guru ;) dała mu hydroksyzynę. Był lekko spokojniejszy jak ją brał, ale jak przestał - wszystko wróciło do punktu wyjścia. No i zaczął brać relanium. Po 2 tygodniach to zaczał być inny kot !!!!

Przytuliński, prawie wcale nie ucieka przed ludźmi - noo, lekko ucieka, ale nie w panice i zaraz wraca sprawdzić kto to i po co przyszedł :)
Jest o wieeeeele spokojniejszy i o wieeeele mniej wystraszony, a po początkowym okresie spania na okrągło, wróciła mu też chęć do zabawy i to z pozostałymi kotami , co nie było u niego normalne. Ja już teraz mogę z nim wszystko zrobić - włożyć baterię tabletek do pysia, pomiętolić do oporu.... a czasem sama się go bałam .

Tak wiec morał z tego taki - jak najbardziej spróbuj kropli, ale wiedz, że nie na wszystkie koty działają, może się okazać, ze potrzeba czegoś farmakologicznego. Franio jeszcze jedno opakowanie relanium ma wziąć, a potem decydujemy czy odstawiamy - o wg D te zachowania powinny się utrwalić. Oby Misia nie musiała - ale też ona na pewno ma wiekszą traumę niż Franio - w końcu mu nikt nic złego nie zrobił ( tylko ja sprowadziłam inne koty do domu ;) )

Ais

Avatar użytkownika
 
Posty: 2775
Od: Nie sty 08, 2006 10:45
Lokalizacja: Warszawa-Tarchomin

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Google [Bot], zuza i 441 gości