» Pon gru 18, 2006 15:38
Diagnoza.
Ku mojemu zaskoczeniu dowiedziałam się od wetki, że Małe Rude nie jest raczej koteczką w rujce, ani przyszłą matką.
Na dowód okazano mi dwa jajca.
No tak, zaglądałam mu w oczy, zęby i uszy ale nie pod ogon.
Odpadł więc pomysł sterylizacji, pobytu w szpitaliku i wykopania w krzaki.
Zosatałam też poinformowana, że to niepełnosprawny kocurek i z takim słuchem na swobodzie nie da sobie rady, bo go coś zaraz zatłucze. Tym bardziej odpadł pierwotny plan.
Wszystkie badania wykazały, że zdrowy jest jak paździerz ma tylko nieznacznie podniesione parametry wątrobowe. Nic dziwnego po tym, czym się musiał zywić na działkowisku. Dobra dieta da sobie z tym radę.
Dostałam kontener z głośno mruczącą zawartością, tabletke na robale do podziału, odpchlacz na Koć i błogosławieństwo na drogę.
Cóż było robić. Pojechałam z tym towarem do domu.
No i trauma - co teraz będzie?
Moja Koć na działkowisku robi za Terminatora i nic co w futrze nie wyżyje.
A w mieszkaniu jedyne drzwi mam od oszklonego tarasu...
Wchodzę do mieszkania.
Koć podeszła, zajrzała do kontenerka.
Odróciła się z wyrazem potwornego niesmaku na kociej mordzie i ostentacyjnie oddaliła się w inny kąt mieszkania.
No to ja Pluszaka na taras i dawaj urządzać kocięcy apartament...
C.D.N.
