anka_s pisze:Fajny rudzielec.
Dużo czasu on na tych działkach raczej nie spędził, sądząc po kształtach

Chyba nie za dużo.
I raczej miał fart, bo byłam pierwszą osobą, która przyjechała na działki.
Mógł trafić gorzej - na kogoś kto mu sprzeda kopa, albo w łeb łopatą zdzieli.
Tak się poukładało, że miałam co drugi dzień wolny. Pogoda piękna, jadę na działkę porządkować ją pzred zimą.
Parkuję samochód. A z sąsiedniej działki leci jakieś Małe Rude i mnie ochrzania: "Gdzie byłaś? Jeść dawaj! No i pogłaszcz, oczywiście!"
Zawsze mam jakieś puszki kociego badziewia

dla działkowych dzikunów, które wszystkie znam doskonale. Nie podejdą bliżej niż na metr.
Ten był z innej bajki.
Plątał mi się pod nogami. Aż się zaczęłam zastanawiać, co zrobię jak się nie odczepi.
Zęby miał super, oczka też. Zajrzałam w uszy. Jescze wtedy dwa. No, może póltora, bo jedno wyglądało na naderwane.
Dziwne jakieś. Pomyślałam - świerzb monstrualny.
Problem rozwiązał się sam, bo Małe Rude pożarło pół puszki badziewia, miskę równie bylejakich chrupek i poszło. Za DzikąDziką szylkretką, moją stołowniczką, która łaskawie wpadła na pzrekąskę.
A że wyznawało miłość wszytskiemu (nawet słupowi od tarasu) i miało beczułkę zamiast brzucha nad cienkimi nózkami zinterpertowałam to jako A. Koteczka w rui
B. Młoda koteczka w ciąży.
Pojechałam do Warszawy.
C.d.n