To historie moich walk o zycie i zdrowie kotow, ktore jakos mam pod opieka. Zaczelo sie troche wczesniej ale historia tego malca zaczela jakis nieszczesliwy ciag, z ktorego nie umiem do tej pory wyjsc.
Tak sie zaczela historia Szeryfa, choc dlugo pisze o calkiem innych kotach.
.............................
Jeszcze tu popytam, moze ktos mial takie doswiadczenia.
Mam nadzieje, ze opisze to w miare skladnie.
To kotek leczony przeze mnie od dosc dawna.
Kiedy zaczelam, jest ich trojka, mialy zaropiale oczka, sklejajace sie codziennie z wielka iloscia ropy. Udalo sie wyleczyc wszystkie oczka, sa piekne przejrzyste.
Jak moze niektorzy pamietaja do piwnicy przychodza rozne koty. Nie wszystkie zdrowe. Z dwoma mam problem w doleczeniu, bo to dzikusy. Nie mam jak zamknac i odizolowac. Ale do rzeczy. Jeden z tych malcow pozostal z koszmarnym kaszlem, od conajmniej poltora miesiaca jest zaflegmiony, kaszle tak jak astmatyk, gdzie slychac, ze to swinstwo nie chce wyjsc i zatyka. Byly dwa razy odrobaczane. Ma teraz pewnie ze trzy miesiace.
W polowie listopada dostal doxycykline. Pracuje teraz na wariackich papierach, wychodze rano, wracam wieczorem, dlatego dalam te doxycykline, bo daje sie ja raz dziennie.
Zaczelam podawac mucosolvan, bo w miedzyczasie sama zlapalam wredne przeziebienie, wiec razem ten mucosolvan bralismy. Mnie przeszlo, jemu nie.
Tydzien temu sprzatalam piwnice i przygotowywalam do zimy, wiec mialam okazje dluzej poobserwowac. Maluchowi bulgotalo groznie. Po poradzie zrobilam antybiogram. To byl poniedzialek, zwlatwilam to cos do pobierania. ale kiedy wieczorem poszlam do piwnicy malec siedzial na kaloryferze z lebkiem do gory i lapal powietrze otwartym pychalkiem. Zlapalam (pogryzl mnie dotkliwie, bo chyba przy lapaniu flegma calkiem go przydusila, wiec walczyl o zycie) opukalam, dalam mucosolvan i polozylam do pudla w pozycji z glowa do gory. Pobieglam do domu po synulox, juz nie patrzac na nic. Dalam ten synulox i co tam mialam, znaczy syrop i wit C. Balam sie, ze z pudla ucieknie ale nie moglam go polozyc przy pojemnikach z goraca woda. Chociaz rano juz byl na zwyklym legowisku.
Posiew wykazal czyste gardlo!!! Pobieralam wymaz z bardzo gleboka, szpatulka oblepiona byla sluzem. Pani w laboratorium (dobrym - Fryda) powiedziala, ze wszystko jest w porzadku, zeby nie uzywac antybiotyku bo jeszcze grzybica sie przyplacze.
Synulox dawalam 5 dni, teraz juz nie daje.
Teraz dostaje tylko ACC i groprinosin (w mojej aptece mozna kupowac na listki wiec nie wychodzi to tak bardzo drogo, bo daje dawke dla dzieci 50mg na kg ciala)
Wczoraj niestety jednej dawki nie udalo mi sie podac, bo wlazl w taki kat ze... no sie niedalo. Dzis rano na szczescie byl grzeczny.
Ale nie widze poprawy. ACC bierze juz prawie tydzien, groprinosin dopiero drugi dzien.
Staralam sie dawac w okolice legowiska watki nasaczone olejkam do inhalacji ale potem nie chca tam spac.
Czy ktos spotkal sie z czyms takim?
MAm nadzieje, ze uda mi sie wziac urlop przed swietami wiec moglabym cos powalczyc, ale juz nie mam pomyslu.
Nie moge sobie przypomniec, ktory wet w Chorzowie na pograniczu Katowic jest dobry. Cos mi sie placze po glowie ale nie wiem co:((