nawet nie wiecie, jak ja mocno trzymam kciuki
najgorsze w tym wszystkim jest wlasnie to, ze te stany nawracają. przywiezlismy ja troche ponad trzy miesiace temu i od tej pory miala cztery razy takie akcje. w tym dwie totalne

teraz mamy tę drugą.
i o ile tamte poprzednie byly powiazane z jakimis wydarzeniami (przyjazd rezydentow i sterylka, potem adopcja, nastepnie zostawienie jej samej w domu na dwa dni, pod opieka dochodzacej kolezanki) to teraz nic sie w sumie nie wydarzylo. goscie byli tylko z tydzien przed tym, jak zaczeła "schizowac". ale o dziwo, kiedy byli, ona sama wyszla z transportera i przespacerowala przez caly pokoj, bo pic jej sie chcialo. ale juz nie wiem sama, moze ona ma spozniony zaplon i teraz to odchorowuje.
z drugiej strony trzeba cos wymyslic, zeby nie bala sie zwyklych rzeczy. niestety bedzie musiala czasem przezyc gosci czy wyjazd na urlop do mamy. nie moge cale zycie siedziec z nia sama w domu. to niewykonalne, kazdy to wie.
duze nadzieje wiążę z faktem, ze za kilka miesiecy wyprowadzmy sie do swojego wlasnego domu, tam bedzie kilka pokoi, bedzie mogla sobie zyc sama w jednym z nich. pani wet podejrzewa zreszta, ze jej stan moze wynikac takze z "przeludnienia". tymbardziej, ze wczesniej zyla na wolnosci. a teraz 33 metry, dwa ludzie, trzy koty. tylko musi doczekac jeszcze tej przeprowadzki

bo nie oddam jej, za nic na swiecie.