Dziękuję Aniu za założenie wątku. Jesteś szybsza niż wiatr
Koteczkę po raz pierwszy zobaczyłam wczesną wiosną, gdy spędzaliśmy weekend na wsi. Późnym wieczorem usłyszałam rozpaczliwy płacz kota. Wyszłam z chałupy ale nic nie zobaczyłam. Na wszelki wypadek zostawiłam na werandzie miseczkę z jedzeniem i rano miseczka była wysprzątana do ostatrniego okruszka. Dopiero następnego wieczoru udało mi się zobaczyć sprawcę nocnych lamentów. Od tej pory koteczka meldowała się na podwórku, gdy tylko tam się zjawialiśmy. Za każdym razem bardzo płakała, więc czym prędzej szykowałam jedzenie. Ale po posiłku nie odchodziła lecz siedziała w pobliżu i też płakała. Bałam się, że coś ją boli. Mamy tam jednego sąsiada, więc byłam pewna że kotka pochodzi z tamtego gospodarstwa. Latem udało mi się porozmawiać dłużej z sasiadką i okazało się, że koteczkę zostawiła poprzednia właścicielka gospodarstwa, które od niej kupiliśmy. Aż się boję myśleć co się stało z trzema jej psami....
Kiedy starsza pani z dumą pochwaliła się, że jej 2,5 letni wnuczek "już pierwszego swojego kota załatwił" i opowiedziała mi szczegóły, to wiedziałam już że tę koteczkę stamtąd zabiorę. Tam dba się o krowy, konie, gęsi...o psy, o tyle żeby nie zdechły z głodu, czyli chleb rozmoczony w wodzie (od święta w mleku), a koty mają się wyżywić same. Nie mam pojęcia jak ona przeżyła tam do tej pory, jak uniknęła pożarcia przez wiecznie głodne psy...jej pani wyprowadziła się w styczniu, więc kicia straciła dom w środku zimy.
Kotka była dokarmiana obficie co weekend, a na resztę tygodnia zostawiałam jej zapas chrupek w starej szopie, do której łatwo mogła wejść. Mimo to była wciąż bardzo chuda. Podejrzewam, że zapasy chrupek były zjadane przez psy sąsiadów, które też co weekend buszowały po naszym podwórku usiłując znaleźć coś do jedzenia.
Kiedy w miniony weekend ją zobaczyłam, była podejrzanie gruba, więc już nie zwlekałam, mimo jęczenia męża że w samochodzie nie ma już miejsca na kontenerek. W niedzielę w nocy, dzięki pomocy Ani, mała trafiła wprost do lecznicy.
Teraz szukamy jej domu, ale takiego prawdziwego, w którym będzie kochana za to, że w ogóle jest.