


W sobotę miałem cały dzień wolny i zaobserwowałem, że Selma jest jakaś taka strasznie osowiała i niechętnie daje się brać na ręce, ani głaskać i praktycznie od momentu jak Kaśka podała śniadanko, totroszkę skubła i cały dzień przeleżała w kojcu... Unikała Klemensa, który nieswiadom Jej złego samopoczucia jak zwykle Ją napastował... Brana na ręce, albo się prubowałą oswobodzić, albo wydawała tylko cichuuuteńkie pisknięcia, znaczy pyszczek otwierała jak do miałknięcia, ale jedwo było cokolwiek słychać

Tak samo robiła jak się do niej mówiło...
Nie wiem też czy to występowało wcześniej, ale coś jakby Jej troszkę inny "zapach" z buźki unosił... Nie mogę tego nazwać smrodem, poprostu jak kiedyś mieszkałem na obrzeżach Poznania i miałem masę "wolnych" kotów, to i im podobnie "jechało" z puszczków

W niedzielę byliśmy z Kasią cały dzień poza domem i wrócilismy dopiero pod wieczór ok 22. Wyglądała jakby deczko lepiej niż w sobotę, nawet się łasiła i miziała, ale widać, że ma słabe tylne nóżki

Nawet był moment, że sobie po pokoju pochodziła, prawdopodobnie w celu rozprostowania kości i do drapaczka podeszła i potrzeby fizjologiczne załatwiła, ale dupka Jej sie coś kołysała i jak szła po rancie łóżka mało by nie spadał, tylko zdążyła się podciagnąć na przednich

Dziwne (znaczy dobrze moim zdaniem), że apaetyt jednak ma i jak już wspomniałęm załatwia się normalnie...
Zaraz jedziemy do kliniki, ale kurde co to może być



Pozdrawiamy w nerwach.
Rafał, Kaśka, Selma i Klem.