Od piątku do niedzieli maluszki były razem ze mną na targach zoologczno-weterynaryjnych.
Miały swoją klateczke, kuwetke, kocyk pod kolor i ściągały tłumy zachwyconych zwiedzających.
Przy klace maleństw non stop przez 8 godzin otwarcia hali każdego dnia kłebili sie ludzie w róznym wieku a pierwszym słowem jakie wypowiadali widząc maleństwa było : "Oooo Jeeeezuuuu ....jakieeeee śliiiiiiczneeeeeee!!!!!"
Maluszki albo spały, albo przyglądały sie audytorium albo rozkosznie bawiły sie ze sobą doprowadzając widownię do pisków i okrzyków zachwytu...
No i najważniejsze: kocurek , którego nazwałam Albert (aby zrobic psikusa mężowi mojej wetki

) znalazł dom!!!
Nie oddałabym go za żadne skarby w tym wieku, gdyby nie fakt, iż domem okazała sie studentka 3 roku weterynarii.
Kociak będzie miał profesjonalna opiekę oraz towarzystwo małej suni, która, jak mnie zapewniano, niańczy wszytskie zwierzaki mniejsze od niej.
Na klatce kociaków stała puszka kwestowa.
Gdy karmiłam maleństwa kolejno strzykawką , monety dzwoniły najczęściej
Miałam tez okazję zaobserwowac jak panowie z marsem na czole, dumnie przechadzający sie po hali z miną pod tytułem " e, tam króliki belgijskie, czy karbowane gołębie, nic ciekawego....." topnieli na widok puchatych kuleczek przeciągających wszystkimi czterema łapinami i ziewających rózowym pysiem od ucha do ucha.
Stał sobie taki pan-co-to-nie-takie-rzeczy-widział i kąciki ust podjeżdżały mu coraz wyzej i wyzej a na koniec wołał żone/ syna/kolege i z rozczuleniem w oczach pokazywał maluszki.