W zasadzie wiemy niewiele... A myśli mam cały łeb.
USG pokazało tylko jakiś mały cień, który zdaniem wetów jest albo małym polipem albo czymś w rodzaju nadżerki w pęcherzu i może z tego miejsca tak krwawi.
Nerki są ok.
Przy okazji zrobiliśmy pik. Wyniki dostanę rano przez tel.
Tyle konkretów, a teraz wrażenia.
Po 1 Dydek zaskoczył mnie kompletnie. Raz na minus, raz na plus.
W drodze tam 10 minut był grzeczny, po czym zaczął w niebogłosy miauczeć.

Jeszcze takiego dźwięku u niego nie słyszałam.
Szybko się dowiedziałam co to znaczy. Jeszcze miesiąc będę przepraszać sąsiadkę za obszczane drzwi.
Po kolejnych 10 minutach był kolejny przeraźliwy miauk - skutek tego poczułam nosem.
W drodze powrotniej powtórzył punkt pierwszy.
W efekcie wróciłam do domu obszczana i obsrana.
A na plus zadziwił mnie tak, że jeszcze nie doszłam do siebie.
Mało że dał się ogolić, to jeszcze w czasie robienia USG (ja trzymałam przód, koleżanka tył) zasnął na mojej ręce.
Poprosiłam o badanie krwi, ale bez mojego udziału.
Gdy wróciłam obie panie (jedna trzymająca, druga kłująca) były w szoku. Dydek nie wydał z siebie żadnego dźwięku. Przy pierwszym nakłuciu zrobił unik, gdy za długo grzebała szukając żyły. Przy drugim trafiła od razu i pięknie pobrała krwicę na morfologię i próby nerkowe.

A on stał i miał tylko duże oczy. Kocham tego kota.
Po 2 mam zrobić kontrolę za dwa tygodnie, ale już tam nie pojadę. Nie ma takiej siły, która by mnie do tego zmusiła.
Raz, że pani wet rozpoznała w nim bengala.

Dwa - po sugestii, że to piasek ryje cewkę i mojej odp. że kryształów nie ma, usłyszałam: "ale to jest ludzie laboratorium".

Szczerze powiem, że jakbym była tam sama, a nie z kimś przy okazji, to bym stamtąd wtedy wyszła.
Rażący brak wyobraźni.
I wreszcie po 3 - aż nie wiem czy to napisać...
Gdy kończyłam swoją sprawę inny wet wyniósł z sali operacyjnej kota po zabiegu usuwania pazurów.
Zagryzłam język, rzuciłam pieniądze, nie wzięłam reszty, nie usłyszałam o co chodzi z tą receptą, którą dostałam i wybiegłam stamtąd czym prędzej, żeby nie otworzyć ryja, bo jakbym go otworzyła to by mnie tam zapamiętali na lata...
Rany, jak ja lubię tę moją Agnieszkę z tym małym gabinecikiem bez sprzętu. Chyba dam na tacę za to, że na nią trafiłam.
To tyle... jeszcze łapy mi się trzęsą i gęsią skórę mam. Idę sobie na mały spacerek... A osraniec się myje...
