Troszkę się wydarzyło ostatnio. Przede wszystkim zadzwoniła jakaś pani w sprawie Lali. Na początku myślałam sceptycznie, że nic z tego nie wyjdzie, bo i pani była niezdecydowana. Ale jak ją poznałam osobiście, przekonałam się po raz kolejny, że nosa to ja mam do ludzi marnego. I tak Lala poszła "na próbę". Wzruszający był widok męża pani, który z przejęciem głaskał Lalunię i mówił, że pewnie skrzywdzona przez kogoś, bo kuli się, gdy wyciągnąć rękę. Największe obawy dotyczyły psa, którego państwo mają, bo dosyć duży i nie miał dotąd kociego kolegi. Wczoraj pani zadzwoniła. Nie chcą nam już oddać Laleczki vel Basi, mówiła że relacje z pieskiem układają się bardzo poprawnie i że kotka jest fantastyczna.
Odetchnęłam z ulgą, bo bardzo się przywiązałam do tej kotki z duszą, pokornej, grzecznej Laluni i chciałam jej znaleźć naprawdę fajny domek.
Tylko Goya jest zrozpaczona, ciągle szuka koleżanki
Co do czarnuchów, to rozrabiają, ile wlezie. Wczoraj było komisyjne zaglądanie pod ogon, oba samce. Dziwna historia z tymi kotuchami. Wychodzą już spod biurka i w ogóle nudzi im się zamkniętym w jednym pokoju, więc drą ryjka w niebogłosy. Otwieramy im więc pokój, ale wtedy musimy zamknąć Goyę, bo ta nabawiła się infekcji oczu od Lepek i kuruje się. Latają sobie po pomieszczeniach dostępnych i są grzeczne, choć bardzo ciekawskie. Można do jedego z nich wyciągnąć rękę i nie ucieka, ale jak próbuje się pogłaskać, to zwiewa w ułamku sekundy. Wczoraj, gdy robiliśmy akcję ponownego odpchlania i zaglądania pod ogony, musieliśmy założyć rękawice i łapać je w rękawicach. Jak już się takiego kocurka złapie i przytrzyma chwilę za kark do zabiegów, o on się daje potem głaskać i jest nawet zadowolony z tego.
Mamy jednak problem z jednym z nich: zachowuje się normalnie (tzn. biega itd.), je, nie ma innych objawów, ale odbyt ma nieładny, pokryty śluzem i odrobiną krwi. Gdy kotki do mnie trafiły miały biegunkę, podejrzewam, że od mleka, którym były karmione przez kobietę, od któej je wzięłam i co do której mam teraz sporo wątpliwości, ale o tym za chwilę. Staram się im dawać od tego tygodnia, który u mnie są, dobre jedzonko, kurczka, indyka, dobre suche. Nie daję nawet jogurtu, żeby nie pogorszyć. Odrobaczone były raz PRATELEM dwa dni temu. Powtórzyć? To mogą być robale? Napiszcie coś proszę, bo moja weta wyjechała, będzie za tydzień, w pobliżu mam tylko weta, do którego nie mam zaufania.
Co do babki, o której wspominałam i od której mamy te dwa futra. Na początku myślałam, że jest po prostu kobietą nieświadomą, stąd pomysł na schronisko. Teraz widzę, że to po prostu taki typ, co to nie lubi mieć żadnych problemów, spycha je na innych. Ona jest bardzo zadowolona, że załatwiła swój problem i już prawie się do kotów nie poczuwa. Dzwoniłam wczoraj do niej, bo chcieliśmy wyjechać na weekend do Pawła rodziców i nie możemy wziąć tylu kotów. Chciałam, żeby wzięła maluchy do siebie na 2 dni. Więc zaraz histeria, że ona nie ma warunków i będą miauczeć. W późniejszej rozmowie powiedziała do Pawła, że skoro takie dziczki to są, to może je wykastrować i gdzieś wywieźć. Zgroza. W głowie mi się to nie mieści. Wiem już jednak definitywnie, że na nią nie ma co liczyć.
Bijou, co do sikania, to trochę się uspokoiły, dziś nie było żadnych niespodzianek.
Czekam na Wasze rady, napiszcie coś, proszę, co do tego stanu pod ogonkiem. Ktoś miał taki przypadek? (niestety nie działa wyszukiwarka).