Niedawno wróciliśmy. Rysiulek bidulek śpi, ani drgnie. Mefisto zestresowany, boi się nawet wejść do pokoju, zaszył się w kuchni pod stołem.
Jak przyjechaliśmy do kliniki, to akurat był jakiś młyn, pełno ludzi i zwierząt, 3 ogromniaste psiska. Musiałam wyjąć Ryśka, żeby go zważyć - w ogóle nie chciał wyjść z transportera, zapierał się, ile sił. Wyjęty dostał strasznej trzęsiawki, wtulał się, wręcz wciskał we mnie, schował się cały w moim szaliku. Natomiast w gabinecie podczas osłuchiwania zaczął mruczeć, tak że nie było słychać serduszka

Dostał "głupiego Jasia" i "odpłynął"... Zabieg trwał godzinę.
Rysiulek wygląda teraz tak strasznie biednie, jak przyjechaliśmy, to się trochę rozbudził i próbował chodzić. Straszliwie mi go szkoda. I Mefista też, bo taki przerażony, zupełnie nie rozumie, co jest grane.
W klinice wszyscy byli zdziwieni, że Rysiek taki jest młodziutki, a taki już duży. Waży 3.55! Ciekawe, co by powiedzieli na Mefista, bo on jest jeszcze większy i z kilogram conajmniej cięższy!