No więc tak - faktycznie jestem bardzo zdenerowowa., ale postaram się napisać w miarę składnie.
O ósmej rano dostałqam smsa, że ruszają z Bydgoszczy, odcinek Łódź-Bydgoszcz to 200km, trzy godziny jazdy. Jechali dużym fordem (jakieś scorpio chyba, nie znam się) 4,5 godziny - pewnie jakieś postoje, koty zamknięte w samochodzie...
Zadzwonili spod bloku, dopilotowałam ich pod klatkę, patrzę przez okno - wyjmują wielkie kartonowe pudło z wyciętymi otworkami
Weszli, postawili pudło, wręczyli mi reklamówkę z wyprawką - napoczęte pudełko kity kata + puszka tej samej marki, + trzy miseczki. Na szczęście też książęczki zdrowia.
Zapytałam o rezultat naszej wczorajszej rozmowy, o testy na toxo - odpowiedział, że lecznica niestety była czynna do 17tej, nie zdążyli... Z doświadczenia wiem że w Bydgoszczy jest lecznica całodobowa (odbierałam z niej Iwa)....
Pani też testów jeszcze nie miała, jest w 6-tym czy 7-mym tygodniu, testować się będzie w najbliższym tygodniu.
Kompletna bezmyślność, młodzi, pewnie chcieli sie pobawić z kociakami, nie wiem, czy myśleli że w ciążę zajdą za trzy lata, a koty tak długo nie żyją? (karmione kk miałyby pewnie szansę)
I na dokładkę w pełni apersfazyjni - dodowem karmienie kk, na pewno Justyna wyjaśniała i "zalety" tej marki, i stosunek do informacji o toxo.
Zostawiłam maluchy odizolowane od moich awanturnic, w kuchni - Kubuś chodzi zdziwiony i smutny i pyta, co sie stało, Mała boi się okropnie, płacze, ucieka przede mną ...
Nie umiałam być ani miła, ani uprzejma - dwoje bezmyślnych młodych ludzi... Powiedziałam im na odchodnym, żeby nigdy nie brali żadnych zwierząt - to nie dla nich.
I najważniejsze - Kubuś i Mała pilnie szukają domków, najlepiej razem, te kociaki straciły dom, są zdezorientowane i zestresowane, dobrze byłoby ich nie rodzielać....
ONI sobie już wytłumaczyli, że tak musi być, bo lekarz kazał - tylko kto wytłumaczy to Kubusiowi i Małej...