A oto najnowsze fotki Księciunia.
Dzięki pewnej Anielicy z Wieliczki

mogliśmy go ciachnąć. Okazało się jednak, że zwykłe ciachnięcie zamieniło się w operację - jedno jąderko u Kcięciunia nie zeszło za kocięcia i trzeba było go poszukiwać. Jąderko zostało odnalezione pomimo niezłego ukrycia (widziałam oba po operacji

), no ale Czarny musi nosić teraz twarzowy kubraczek, z którego wcale nie jest zadowolony. Według Guzika też chyba głupio wygląda, bo ta moja bestia ciągle ciągnie za sznureczki garniturka

Księciunio dochodzi jednak do siebie, choć przyznam, że pierwsze godziny po odbiorze go od pani wet były straszne - uparcie chciał chodzić. Poza tym telefon pani doktor do pracy podczas zabiegu, kiedy poinformowała mnie, że bedzie ciąć i odebrać kocia później, też był zawałogenny

Ale teraz już ku lepszemu idzie.