Zadzwoniłam do Żożów
Bałam sięjak diabli, bo cały czas miałąm obawy, czy on się tam nie chowa przesadnie.
Odebrał pan i straszliwie się zdziwił, kiedy zapytałm, czy nie chcą mi go oddać. Powiedziął, ze to nakochańszy kot na świecie, że bał się tylko pierwszego dnia, a teraz jest wyluzowany w pełni
No i kilka godzin potem poszłam na zdjęcie szwów i na szczepienie i faktycznie- wchodzę, dzieci biegają, a Żożo lezy do góry brzuchem na wersalce

Pan Żoża wziął go na ręce, ja ściągałam szwy, a on w tym czasie wyciąga sie podnosząc ręce do góry i mrucząc
Jejku, jaki anioł! I jak ma tam dobrze.
I pomyśleć, ze przez miesiąc zastanawiałam się, czy brac go z tamtej piwnicy, czy nie, i czy znajdę mu dom.
Ach
