postanowiłam odświeżyć wątek dopiero w momencie, kiedy będę zorientowana ciut bardziej niż to było z Plamą
no i dziś już jestem...
najpierw dla porządku

: cała trójka maluchów Plamci znalazła dobre (dwa z nich już zakocone

) domki, z którymi mam kontakt i na razie jest wszystko OK

czeka jeszcze Dunia, niestety nadal trochę dzika i 'dzięki' temu musi ją wziąć jakiś kociarz, ktoś cierpliwy, kto nie oczekuje tylko rozkosznego malucha do zabawy

muszę zaprosić kogoś z aparatem i zacząć promować Dunię wirtualnie

(dotąd jedynie w GW i w rozlepianych ogłoszeniach)
Rutka - teraz Sonia, czyli ślepotka spod śmietnika, rozkochała w sobie moją koleżankę i oczywiście u niej zostaje
Plamista już po zabiegu, jutro idziemy na szczepienie. w domu zachowuje się tak, jakby mieszkała tu od zawsze: wymeldowała Norcię z jej ulubionej budki

, śpi na drapaku, ma punkt obserwacyjny na szafie... ma też 'swoje' miejsce na miseczkę i to tam zawsze czeka rano

...
za długo było spokojnie
i już myślałam, że może wreszcie starczy mi pieniędzy na kupienie czegoś sobie...
a tu...
trzecia szylkretka pojawiła się niespodziewanie. była Plamcia i dzika Rózia, to wiedziałam - aż nagle któregoś dnia, kiedy Plami była już u mnie, do misek przyszły... znów dwie szylkretki

zdziwiłam się najpierw, że Róźka podchodzi mi pod ręce, daje się głaskać, ociera... trochę nie pasowała mi jedna łatka na jej łapce: no ale przecież karmię po nocy i kto by pamiętał wszystkie łatki... głaskałam ją, gadałam, dziwiłam się... a tu patrzę, czai się za śmietnikiem druga szylkretka

, czyli 'właściwa' dzika Róźka...
a ta to, wydaje mi się, siostra Plamy, bo ma podobny nietypowy kształt pyszczka i uszu, wygląda na kotkę w podobnym wieku...
przyszła jeszcze potem ze dwa, trzy razy - i przestała

mam naprawdę za mało czasu, żeby tropić każdego kota, który pojawi się przy miskach raz czy trzy razy i na tym koniec (tym bardziej, że epizodycznie przychodzą też do misek koty domowe wychodzące

). nie ma to nie ma - szukam w takich przypadkach jedynie stałych stołowników, czyli w tej chwili tylko Maślaka i Róźki.
parę dni temu przyszła znów. znów ujmująco miła, miziasta... i głodna. niewiele myśląc wzięłam ją na ręce i w nogi na górę, dzwonić i umawiać w lecznicy operację. w windzie spojrzałam jakoś na jej brzuch. i

. wilgotne powyciągane sutki
od tych kilku dni znów węszę w cegłach i badylach. wczoraj wytropiłam, gdzie kotka biegnie po jedzeniu; potem dzięki dobrej latarce namierzyłam jedno małe...
a dziś złapałam je ręką, kiedy wylazło zwabione zapachem kitekata, którego nakładałam matce. BOSKIE, mówię Wam. rude w śliniaczku, z białymi końcówkami przednich łapek i podkolanówkami na tylnich, trochę białego jeszcze na brzuszku... co ciekawe, wygląda mi na dziewczynkę! nie jestem na 100% pewna, wiem, że rude dziewczynki nieczęsto się zdarzają - ale tak mimo wszystko typuję

, zobaczymy...
wygląda na zdrowe
ale niestety przypuszczam, że jest to jedyne kocię z tego miotu, które przeżyło

... oblazłam dziś to miejsce ze wszystkich stron, od dołu i od góry, świeciłam mocną latarką w każdy zakamarek - i ani widu ani słychu

kotka ukryła małe w stosie wielkich podłużnych betonowych płyt, nijak nie idzie tego rozbierać

, pozostaje łapka, ale marne szanse, ponieważ toto rude na przykład w życiu by się z tego rumowiska nie wygramoliło, sama musiałam się wdrapać na samą górę i wyciągnęłam kociaka tylko dlatego, że wystawił łepek z dziury
matkę oczywiście zostawiłam, będę węszyć od bladego rana i potem wieczorem, jeszcze przez kilka kolejnych dni... ale jeśli nic nie wywęszę... wtedy niestety muszę pędem nieść kotkę na zabieg, bo rośnie jej następny brzuch i z tego, co dziś wymacałam, to są w nim niestety kociaki (a nie np. napęczniała z powodu robali, jak było z Plamcią)
pozostaje jeszcze do pilnego złapania totalnie dzika Rózia
nie wiem, jakim cudem ma mi się to udać - ale ja nie chcę następnych kociaków, proooszę
