
Wracałam z psami z wieczornego spaceru i nagle oczom mym ukazał się kociak-leżał skulony pod budynkiem, w którym mieszkam.Od razu wiedziałam co się stało- to kot sąsiadki wypadł z okna!Zakrwawiony pyszczek, przerażone oczy...Jakiś dziadek powiedział :pani zostawi, ten kot chyba chory.Długo się nie zastanawiałam-wziełam małą(bo to kotka) ze sobą.Bezskutecznie dobijałam się do sąsiadki,której i tak prawie nigdy nie ma w domu.Już od jakiegoś czasu zastanawiałam się, po co w ogóle wzieła kota ?:evil: Nie jest tajemnicą,że pani jest lekkich obyczajów,a gdy akurat bywa w domu, to w towarzystwie mało ciekawych typów-wszyscy oczywiscie pod wpływem alkoholu.Zabrałam więc małą do domu-przecież nie mogłam jej zostawić pod drzwiami

Wiem jedno-mogę zapomnieć o jakimkolwiek zwrocie kosztów za leczenie...Nawet nie wiem, kiedy ta kobieta będzie znowu w domu i czy będzie trzeźwa.
I największy problem-pieniądze


Już mam jednego kota specjalnej troski,który kosztuje mnie więcej niż pozostałe. Nie mam pieniędzy na leczenie tej małej-ona nie ma nawet pół roku! Już sama opłata za weta mnie zabiła.Do tego prześwietlenia, drutowanie-to kosztuje.RTG zrobię u mojej wetki-mam nadzieję,że da mi na kredyt, a dalej nie wiem co robić...


Zapodaję dwa zdjęcia malutkiej-beznadziejna jakość , bo z komórki.Jutro zrobię porządne aparatem.


Taka kupka kociego nieszczęścia...

