
minelo tyle godzin a ja nie moge sie zatrzymac...skad tyle lez w czlowieku?moj stary kocur tak posmutnial ze az nie moge w jego strone patrzec.Wszyscy tak kochalismy nasza wariatuncie....dom jest pusty istarszny.....przypuszczalam ze tak sie skonczy jej los.....podejrzewam ze zabil ja samochod i zbiegla z ulicy jeszzce,co prawda zwrocila i myslalam nawet ze ja ktos otrul(co jest prawdopodobne tak tu kochaja koty)ale znalazlam slad na nozce tylnej,jakby starcie,ranka zakrwawiona........nie dochodzilam co kto i jak...wylam i organizowalam jej pogrzeb w pospiechu aby dzieciaki nie ogladaly jej martwej.
Zawiezlismy ja do lasu,zakopalismy gleboko a potem jeszcze to miejsce oslonilismy galeziami aby dziekie stwory nie odkopaly jej.
Nie umiem opisac nawet co ten kotek mi dawal...przez dwa lata byla kotem domowym...tylko balkon i trzy pokoje....i kleos..noi my....ludzie.Dwa miesiace temu sie przeprowadzilismy ,mieszkanie w malym bloku na przeciw las...ogrodki...ale i szosa.
Nie dalo sie jej zatrzymac w domu...posmakowala wolnosci i musialam jej ulec....wiedzialam czym to grozi ale musialam pomyslec o jej dobru a nie o swoim.....Kleos zyje 11 lat bo siedzi w karcelu jak to my mawiamy...szalaput wybral gonitwy za motylkami,zlowila mi nawet mysze!zdazyla:-(przyniosla na wycieraczke......zawsze chciala bym z nia chodzila na dwor...kiedy moglam to szlam,ale wieczorne eskapady to bylo prawdziwie prywatne zycie kocie........wracala....wychodzilam po nia ale i tak wracala kiedy ona chciala a nie kiedy mi na tym zalezalo...juz taka ich natura.
Pisze i lzy nadal leca....ile ich tam jeszcze jest?
Stracilam w swym zyciu duzo zwierzakow...za kazdym plakalam....ale tylko dwa koty tak zalazly mi gleboko pod skore....jedna zginela w 1978 Kuleczka...a teraz Psotka:-(
Pisze bo musze sie wygadac.....nie nadaje sie do rozmow z ludzmi i wogole do niczego ale wyrzucic to z siebie musze.Chce zostawic jakis slad po moim malym wariatunciu......zawsze sie smailismy ze to taki czlowiek pod kocia skora,byla bura i miala czarne jak smola lapki i podeszwy....to ja wyroznialo bo inne kocury maja biale podeszwy zazwyczaj.
Ja te lapy nazywalam szablami bo tak nimi wywijala...byla niesamowicie zywiolowa i ufala wszystkim,pchala sie do ludzi i sadzila ze ja wszyscy kochaja.....a miala tu wielu wrogow.
Nie zaakceptowali jej sasiedzi..ani koty miejscowe....a mimo to walczyla o swoje i zginela.......ciesze sie jednak ze miala dwa miesiace prawdziwego kociego zycia,gdybym ja zamykala zylaby........ale co to za zycie...........
Stylistycznie -belkot......ale ja dzis tylko belkoce...bo tak czuje ,ponioslam strate i nie chce juz kociakow...bo tutaj kazdy inny skonczy podobnie.
pozdrawiam wszystkich