Zbiegi okolicznosci nie zawsze są zbiegami okolicznosci.
Mysle, ze czasem cos dzieje sie dlatego aby sprowokować lub zapobiec czemus innemu.
Tak było gdy 2 lata temu "przypadkiem" przejeżdżałam przez małą wieś gdy poboczem szła Ruda, której, gdyby nie interwencja chirurga 3 dni potem, groziła smierc głodowa z powodu zatkanego wlotu zołądka.
Gdyby Monice nie zepsuł sie samochód nie poprosiłaby mnie aby zawieźć ją do serwisu poza Lublin po jego odbiór.
A właśnie dziś jechałysmy obie obok opuszczonej bazy transportowej gdzie znalazłam Szmineczkę.
Z jezdni widac było budynek portierni i ławkę gdzie siedziała Szminka.
Dzis zobaczyłam z odległości dwa maleńkie kształty przycupnięte na brzeżku...
Zatrzymałam sie, wybieglysmy z Monią z auta i juz po chwili Monika trzymała w zdjętej z grzbietu kurtce szamoczące się dwa maluchy...
A ja, na szczęscie, miałam w aucie kontenerek, którego nie sprzedałam wczoraj na wystawie...
Maluszki były bez watpienia rodzeństwem Szminki: w tym samym wieku i z takimi samymi przepięknymi wrzodami na rogówkach: szylkretowa koteczka i czarno-czekoladowy kocurek.
Szybko pojechałam z nimi do wetki.
A tam czekała mnie niespodzianka: szylkretka miala na brzuchu gigantyczna ranę: skóra była zdarta i zwinieta na boku a kot świecił żywą otrzewną, na szczęscie nie uszkodzoną...
Wetka znieczuliła koteczke , oczysciła ranę i obcięła martwe tkanki. Okazało sie,że w kieszonce utworzonej ze zwinietej , zdartej skóry zebrało sie mnóstwo ropy...
Jeszcze dwa-trzy dni a poszłoby zakażenie i koteczka umierałaby w mękach...
Kicia ma teraz gustowny szew w poprzek brzucha , szykowny sączek wystający z obu stron a wszytsko to w kolorze silver metalic po spsikaniu aluspray`em.
Kocurek dostał tylko antybiotyk i kropelki do oczu.
Fotki będą jutro.
Kociaki są bardzo wystraszone. Kocurek mniej ale kicia syczy i pluje na mój widok oraz gryzie gdy tylko zbliżę rękę na niebezpieczną odległość...
Na zachętę dodam, ze ma przedłuzoną sierśc i duzo rudego
