Mam trzy koty. Rasowego, który w życiu trawy nie widział i dwa dachowce, które przygarnęlismy w wieku około 3 miesięcy.
I zapewniam, że nie wyglądają na nieszczęśliwe z powodu zamknięcia w domu.
Rasowy Fiodor jak kiedyś miał w zwyczaju pchać się do drzwi, to teraz przestał. Kiedyś uciekł na klatkę, a gdy za nim wyleciałam, zobaczyłam ze siedzi 3 metry od drzwi przerażony i czeka aż go złapię.
Z kolei Nikoś, gdy po jakimś miesiącu od udomowienia, został wypuszczony w ogrodzie przyjaciół, nie wiedział nawet jak się po trawie chodzi, był bardzo przestraszony, a przecież tak niedawno tam był jego dom.
Kiedyś myślałam, że nie wypuszczanie kota wynika z egoizmu właściciela i jest krzywdą wyrządzaną zwierzęciu. Ale poczytałam Memento i mnóstwo innych relacji osób z forum, które musiały patrzeć jak ich kot cierpi z powodu okaleczenia, lub jak one same cierpią z powodu utraty kota.
Pomyśl o konsekwencjach Twojej decyzji o wypuszczaniu i odpowiedz sobie na pytanie, jak będziesz się czuła, gdy coś mu się stanie? A ryzyko jest bardzo duże. Decyzja zależy od Twojego uświadomienia sobie zagrożeń i od wyobraźni... Ja myślałam, że potrafię wyobrazić sobie wiele, ale to, co czytałam, jaką krzywdę mogą wyrządzić ludzie zwierzętom - to przechodzi moje pojmowanie...
Trzymam kciuki za malucha i za jego "mamę"
