W sobotę rano było kolejne prześwietlenie i zdjęcie gipsu - ku mojemu zdziwieniu okazało, że to nie był gips "budowlany"

tylko takie ażurowe paski z tworzywa.
Kourek ładnie chodził na łapce, trochę nią powłóczyl, ale opierał się na stopce.
A w niedzielę po południu zauważyłam że futerko jest jakby czymś sklejone, łapka zdecydowanie ciepła, podpuchnięta i boli - delikatny, cierpliwy i spokojny Hamlecik ugryzł mnie (troszeczkę), kiedy jej dotknęłam.
Pojechaliśmy do lecznicy - i mamy na razie wariant w miarę optymistyczny - wysięk mazi z torebki stawowej, maź wsiąka w mięśnie i boli. Gorąca jest nóżka, kocio tempertury nie ma. Mamy antybiotyk zapobiegawczo, nie dostałam zastrzyków do domu, mam przyjeżdżać codziennie na kontrolę, jeśli te zmiany nie ustąpią po kilku dniach, wyjmujemy gwoździe, a łapeczka będzie zapakowana w elastyczny opatrunek.
Kocio ma apetyt, humorek też normalny, niezmiennie domaga się głaskania ...
A ja i tak się martwię ...