Bardzo się cieszę
po odejściu na FIP naszego Frania z duszą na ramieniu adoptowaliśmy dwa koty...
z duszą na ramieniu, bo z badań krwi, które robiliśmy Dyziowi dzień po śmierci Franka wyszedł (co prawda nieznacznie ale jednak) podwyższony poziom białka całkowitego, co zdaniem naszej pani doktor wskazywało na kontakt z koronawirusem (ale nie na chorobę); wynik testu na FIP też niepewny (bladoróżowy pasek z badania obok ciemnoczerwonego kontrolnego...), ale pani wet. odradzała nam branie następnego kota
my postanowiliśmy jednak zaryzykować, tym bardziej, że koty, które postanowiliśmy adoptować (przez Forum zresztą) czekało schronisko, gdzie zagrożenie wszystkimi możliwymi chorobami było nieporównywalnie większe niż u nas
naczytawszy się o FIP-ie wszystkiego co dostępne uwierzyliśmy, że FIP nie jest chorobą zakaźną w tym sensie, że jeden kot od drugiego zaraża się zmutowanym wirusem i też zaczyna chorować. My, "FIP-owcy"

obczytani na wszystkie strony na temat tej paskudnej choroby wiemy, że tak prosto (na szczęście!) się to nie dzieje - ponoć 90% kotów styka się z tym wirusem, choruje 10%. Statystyka było zatem dosyć optymistyczna.
Nasza trójka po dwóch miesiącach bycia razem i po 2,5 miesiąca od odejścia Frania czuje się świetnie, okazy zdrowia (mam nadzieję, że badania, które niebawem, tylko to potwierdzą). Wesołe, zadowolone z życia koty, zakocenie przebiegło modelowo, a my już nie drżymy ze strachu, że znowu coś się wydarzy.
Chili, mój przydługi wywód jest po to, żeby powiedzieć, że:
bardzo się cieszę, że kocio zdrowy
jestem pewna, że razem z nowym domownikiem będą żyły zdrowo i długo

a Wy wszyscy przestaniecie mieć chorobę sierocą, a zwłaszcza biedny Chili (nasz Dyzio był tak smutny po śmierci Franka, że nie da się tego opisać... teraz to nie ten sam kot, czego i wam życzę

)