Jej,
Domku.
Mnie jest tak okropnie głupio, że do tej soboty chociaż chcę.
Ale Asesorka nie chciałam oddawać tak szybko, złamałam się i wyszło okropnie.
Tu ze strony robaków nic nie grozi, ale ja codziennie widzę, ile ona się uczy od moich dużych kotów: bawić się, polować, ganiać jak głupia z zadartym ogonem, wdrapywać się na meble i drapak (no, to już umie znakomicie), walczyć o jedzenie
Codziennie na dłużej kładzie się na podłodze i z brzuszkiem do góry (coraz większym) kokosi się w słonku (póki było, teraz sie kokosi z futrzaną piłeczką), coraz wolniej odpala na mój widok, żeby zwiać pod fotel.
Jeśli już bardzo chcecie, to mogę ją Wam oddać już, bo wiem, że będziecie dbać i chuchać i wszystko.
Ale jeśli słuchać mojej intuicji, to chociaż do soboty.
Jeszcze tylko dodam, że jest tu gdzieś wątek Wandzi, której moja intuicja chyba uratowała życie, a domek, mimo, że brał urlop niepotrzebnie, żeby z Wrocka dojechać uznał, że miałam rację, bo tu był wet cudotwórca, a tam niekoniecznie.
Na swoje usprawiedliwienie dodam, że planowałam poprosić o wstawienie jej na allegro za jakieś 2 tygodnie dopiero, więc to nie jest tak, że ja Wam się ją boję oddać.
To co robimy?
Jeszcze dodam, że Markiza się zmienia. Zaczęła jeść jak wołoduch i jest tak: maciupka główa zwisłoucha (rana musiała wyciągnąć jakiś składnik, ale wet powiedział, że samo przejdzie), cieniuuutka szyjka, grubaśny brzuszek i chude łapiny.
plus ogonek, który robi się coraz bardziej szylkretowy.
Ogonek właśnie się przekotłował po słoneczku roboty Doroty z wujem Walerym i jest cała szczęśliwa. Kobiety kocie są dziwne. on nią pomiata a ona się cieszy... eh
Prawdziwi mężczyźni nie jedzą miodu, oni żują pszczoły.