Gdy tylko stały sie samodzielne ( = nauczyły sie same jeść) wyrzucono je na dwór.
Znajomi znaleźli je pod samochodem zaparkowanym przy smietniku. Kociaki miały podscielone troche jakiegos sianka.
Trzy 4-5 tygodniowe maleństwa.
Dwie koteczki i kocurek.
Znajomi zadzwonili do mnie.
Oni sami nie moga kociaków zatrzymac. I to nie ze złej woli. Ona jest niepełnosprawna i porusza sie tyko na wózku, on cały dzień pracuje. Do niej przychodzi opiekunka...
W rozpaczy szukałam szybko tymczasowego domu.
U mnie kwarantanna po panleukopenii...
Po kilku godzinach czekania, niepewnosci i nerwów znalazł sie domek. Kocięta pojechały do...cioci Andy!!!

Zamieszkały w osobnym apartamencie na strychu a gniazdo uwiłysmy im z Andą na fotelu...

Kociaki sa lekko zakatarzone. Noski suche ale jedna koteczka i kocurek maja załzawione oczka.
Dostają już gentamycynę.
Apetyty im dopisują, pokazały tez, ze wiedzą do czego słuzy kuwetka.
Zdjęcia beda jutro ale od razu informuję, ze kociaki sa przecudowne...
Koteczki sa bure z białymi malutkimi krawacikami i paluszkami a kocurek jest czarny z białą bródką, śliniaczkiem i stopkami.
Są tak piękne, ze można je zjeść z zachwytu.
Zabrano je spod tego samochodu w ostatniej chwili... gdy wyjeżdżałam od Andy nad Lublinem rozszalała sie okropna ulewa. Ulicami płyneły rwące górskie potoki.
Potopiłyby się okruszki ...