Maciuś już u cioci mircei "na obserwacji"

.
Początkowo wieści z jego nowego domku były bardzo pomyślne, wszystko układało się super.
Mały sypiał w łóżku, przytulał się i mruczał.
W ubiegłą niedzielę otrzymałam od jego opiekunki informację, że Maciuś jest bardzo agresywny w stosunku do kotki - rezydentki, poszarpał jej ucho do krwi oraz w stosunku do jej synka, którego mocno podrapał.
Pani mówiła też, że kotka boi się korzystać z kuwety i nie robiła siusiu od kilku dni ze strachu przed Maciusiem.
Zadzwoniłam do mojej wetki, poprosiłam o rady, które przekazałam, pani odpisała nazajutrz, że problem już został rozwiązany i że już na pewno będzie dobrze.
W międzyczasie, tzn. dzień przed telefonem dotyczącym agresji Maciusia, pani przygarnęła jeszcze jedną kotkę, o czym dowiedziałam się nie od niej. Na podstawie tego co mówiła, trudno było ustalić, która kicia, rezydentka, czy ta nowa miała takie problemy z Maćkiem.
W ciągu tygodnia dostałam kolejnego sms-a, że Maciuś zdemolował mieszkanie, zniszczył kwiaty, pogryzł dywan, podarł firanki i pościel.
Dziś po południu odebrałam telefon, że pani oddaje Maciusia, ponieważ tak "zmaltretował" kotkę, że ta wymiotuje krwią... Wryzł jej się podobno w kręgosłup, a w oczach mial wściekłość

.
Potem dowiedziałam się jeszcze, że Maciuś duuużo je, cztery razy dziennie robi kupkę no i że ugryzł panią w nos.
Ta pani jest przesympatyczna i ma przemiłą córkę.
Nie wiem czy śmiać się czy płakać, nie wiem po prostu...