Wczoraj wieczorem, wracając z pracy, zastałam koło swoich schodów (falowiec na Piastowskiej, Przymorze) rudego, dorodnego kota, z apetytem zajadającego świeżo nasypane na chodnik chrupki. Gdy po godzinie ponownie wyszłam z domu, kot już najedzony siedział na starym tapczanie i zabierał się do spania. Bez oporów pozwolił się pogłaskać, z miejsca włączył traktor. Pogadałam z nim chwilę i stwierdziłam, że trzeba go wziąć do domu, bo będzie nieszczęście - pies, człowiek albo samochód, i po kocie.
Wzięłam, napoiłam, pojechałam do weterynarza.
Jest to 5-6-letni kastrat w ogólnie dobrym zdrowiu, trochę wychudzony, uszy zdrowe, na skórze kilka drobnych ranek po zadrapaniach (bójkach?), na jasnopłomiennorudym futrze 2 plamy po smarze. Cecha charakterystyczna - kot jest niemal zupełnie ślepy. Prawe oko ma obeschnięte w oczodole, na lewym bielmo. Lekarka oceniła, że mógł w kocięctwie przejść chlamydiozę. Coś tam widzi, nie za dużo, ale bardzo dobrze sobie radzi.
Kot jest ewidentnie domowy, wychowany wśród zwierząt i być może z dziećmi. Z pozostałymi moimi 4 kotami i 2 psami już się w zasadzie dogadał, prawie nie syczy, zaczął się zaprzyjaźniać. Mocno nakolankowy, łóżeczkowy (noc przespał ze mną na poduszce

Mam nadzieję, że komuś uciekł i że ktoś go szuka. Oczywiście rozwieszę ogłoszenia itd. Poradźcie, proszę, gdzie się jeszcze ogłosić, żeby zwiększyć szanse odnalezienia właściciela Rudego.
Gdyby właściciel się nie odnalazł, tragedii nie będzie, miejsce dla piątego kota w moim łóżku jeszcze się znajdzie

Zdjęcia wstawię po weekendzie, jeśli Rude jeszcze u mnie będzie mieszkało.