Otóż, relacja z pierwszego zwiedzania mieszkanka brzmi następująco. Pierwsze kroki mała skierowała do kuwety, zabawiła tam dłuższą chwilę, aczkolwiek niekoniecznie zgodnie z przeznaczeniem, po czym postanowiła coś przekąsić (sucha karma wyraźnie jej pasowała). Następnie oceniła krytycznie całość pokoju ("eee, nie ma innych kotów") i przegalopowała na stolik rtv (świetna kryjówka, za gazetami:) ). No i oczywiście KANAPA! Kanapa jest najlepszym meblem i już nie należy do mnie

Weszła od środka pod pościel i zrobiła wycieczkę, którą miałam okazję zaobserwować ze szczególnej perspektywy. Następnie dokonała przeglądu zabawek. Wygrały bezapelacyjnie frędzelki od narzuty (mówiłam - kanapa, mebel number 1). Musiałam raz jej pomóc wydostać się z zakamarka kanapowego (miauczała przeraźliwie) - co ciekawe, dała sie wziąć na ręce i objęła mnie łapkami nawet - nie wiem czym to było podyktowane, ale było miłe bardzo). No i przyszła kolej na siusiu. Przysięgam, że jej nawet słowem nie sugerowałam, gdzie ma to zrobić. Po prostu dla niej to było oczywiste, że do kuwety. Jak na razie żadnego sykania nie ma. Ani atakowania mnie. Teraz leży zmęczona pod - a jakże! - kanapą i wystawia języczek
Powiem Wam coś - intelekt tego kota jest niebywały. Aż mi głupio. Mam nadzieję, że coś zbroi, bo jak nie to będę musiała sie dostosować do poziomu grzeczności

I chyba (podkreślam: chyba) mnie zaakceptowała. Jasne, że jeszcze nieufnie się odnosi. Ale czuję, że nie widzi we mnie wroga. Choć to dopiero początek, więc nie wiadomo, co będzie dalej. Ale mam nadzieję, że będzie coraz lepiej.
A, jeszcze Inka chce coś powiedzieć
Ceść, to ja Piwnicanka, ale telas Duza mówi na mnie Inkusia. Tu nie ma kotów, ale na scenście kanape siem fajnie dlapie. I ta nowa Duza mnie dziś kalmiła. Tylko ona chyba myśli, ze ja sobie mogem zlobić ksywde. Powiedzcie jej ze jestem dzielna i sobie dam lade! Tloche mi siem chce spać i tloche tes tensknie. Pozdlowienia