Mialam iść jutro ale laboratorium jest blisko pani doktor, wiec stwierdzilam ze wejdę dzis. Odebralam wynik i zamiast iść na przystanek, stwierdziłam ze przyjemniej bedzie piechotą ( to tylko dwa przystanki ) Daleko nie zaszłam

Po drodze mijając kwiaciarnie moj sokoli wzrok (-5) wypatrzył pana na krzesełku karmiącego młodą kotkę. Podeszłam i zaczęłam rozmowę o kici. W tym samym momencie pojawiła sie żona kwiaciarza która niosla smietankę dla kitki. Kitka przybłakała sie do nich kilka dni temu , oni podkarmiają ,do domu niestety wziąść nie mogą . Blisko duza ulica. Zapytałam czy zorganizuja cos do zapakowania kici...
dostałam to



zawiązalismy pudło zieloną wstązką i biegeim do domu

Mala wygląda tak

To dziewczynka , na moje oko 5-6 miesiecy.
Zołte oczy , wielkie uszy i smieszny czekoladowy ogon

bałam sie ze mi sie przydusi w tym kartonie ale odgłosy jakie wydawała uspokajały mnie ze kot zyje i ma sie dobrze

Po wyjsciu z kartonu napila się wody , połozyła na reczniku i zaczała ugniatać włączywszy głosny motor.
Odpchliłam ją , dałam jeść a teraz powinnam się rabnąc w glowe mlotkiem bo obiecywałam sobie ze nie bede brała kotów poki nie wyadoptuje Dzibutka i Konga. Ale ona jest taka chuda , nie moglam jej tam zostawić



Nie wiem jeszcze jak jej dać na imię , moze ktoś podpowie ?