Kocurek jest bardzo chory.

Złapał jakiegoś wirusa i ma uszkodzoną wątrobę. Miał tempreraturę 41 st. C z kreskami. Nie je od kilku dni, nie miał siły nawet wskoczyć na łóżko. Jest intensywienie leczony, codziennie dostaje kroplówki i zastrzyki. Mam nadzieję, że wyzdrowieje. Wczoraj go widziałam - jest lepiej ale ciągle nie je. Chociaż zaczął wykazywać zainteresowanie jedzeniem, więc mam nadzieję, że zacznie.

Wychudł okropnie przez tych kilka dni, jest bardzo słaby. Zdecydowałam, że go zabiorę do siebie jak wrócę z urlopu (czyli za miesiąc). Nie planowałam wprawdzie powiększać swojego stadka, ale ten kocurek zasługuje na dom. Jest wyjątkowy pod każdym względem. Cieszę się bardzo z podjęcia tej decyzji. Nie wiem wprawdzie, co na to powiedzą rezydenci, ale będą musiały zaakceptować. Florek pewnie się wystraszy na początku

(straszny cykor, a nie wie, że jest - że tak powiem - słusznej postury - waży 10 kg). Ziutka będzie się boczyć, ale w końcu zaakceptuje bo to taka dobra dusza.

Chyba najmniej będzie problemów z Klarą. Ona jest bardzo otwarta na nowe znajomości i będzie miała towarzysza (bo teraz nie ma) do swoich wariactw.

Czarnulek ma ok. roku, więc mam nadzieję, że potowarzyszy jej w dzikich harcach (oby tylko moje mieszkanie za bardzo nie ucierpiało). Tak więc już wkrótce moje życie znowu się zmieni. Ale ja lubię takie zmiany. Trzymajcie kciuki za kocurka coby szybko wyzdrowiał.