No to teraz kolej na nas.
Długo się nie odzywałyśmy, ale tak to jest po powrocie z wakacji, rzeczywistość rzuca się na ciebie ze zdwojoną siłą
Wyjazd był bardzo udany, a my zaszokowane tym jak szybo nasze futra przyzwyczaiły się do nowych warunków no i psa
Na początku były może trochę zaszokowane, ale już po kilku dniach chętnie chodziły na smyczkach po ogrodzie, wspinały się na drzewa a nawet chciały zaliczyć kąpiel w stawie.
Radości było wiele, kiedy obserwowałyśmy ich poczynania. Początki polowań na motylki, żabki i ćmy. Odnajdywanie nowych zapachów, tarzanie się w piasku i wylegiwanie w słońcu. Naprawdę, aż żal było je zabierać do Warszawy.
Ich relacje były na Mazurach raczej dobre, spały wspólnie, nie było żadnych lapoczynów, kilka razy Mruv atakowała Nicię, ale to były zaproszenia do zabawy a nie agresja.
Niestety po powrocie do Warszawy, Mrufka nadal jest naładowana i bardzo często zaczepia Nicie, która krzyczy i ucieka. To nas bardzo smuci i martwi.
Chcemy napisać do naszej pani behawiorystki i jesteśmy naprawdę coraz bliżej użycia kropli, bo to chyba już ostatnia deska ratunku.
No, ale zobaczymy..
A na marginesie już tak OT opiszę historię która mrozi krew w żyłach. Dziś rano do sypialni przez uchylone okno wpadła nam jaskółka, dla wyjaśnienia dodam, że mieszkamy w normalnym bloku na 6 piętrze. Mrufka natychmiast wyskoczyła jak strzała i porwała jaskółkę w zęby od razu ją zagryzając, także nie było już co ratować...
Potem zwiała z nią na balkon i zaczeła ją konsumować, Nicia w tym czasie wydawała z siebie żałosne zawodzenie, że ona nie ma ptaszka..
Musiałam wkroczyć na balkon i zabrać tą biedną jaskółkę.
Miły początek dnia
Na razie na pocieszenie kilka zdjęć z Mazur:
Na razie tyle, mamy ich więcej, ale nie chcę Was zamęczać
EDIT: Sfinks już na marginesie dodam, że nasza weterynarz powiedziała mi wczoraj, że po takich połowach (ćmy, muchy i inne takie) lepiej jest kocinki odrobaczyć, bo taka dieta nie jest obojętna dla organizmu domowych kotów
