Pewna Pani w średnim wieku -sympatyczna, ciepła, samotna wdowa o ograniczonych mozliwościach finansowych - od lat dokarmia bezdomne koty w okolicy swojego domu.
Zaprzyjaźniła sie z nimi na tyle, że bezdomne kocice zaczęły rodzić w jej przydomowym ogródku.
Kotów zaczyna przybywać. Pani przestaje sobie radzić.
Zaczęłam pomagać jej w ograniczeniu kociej populacji. Jutro wiozę na sterylki dwie z "jej" ogródkowych kocic. Trzecia ma kilkutygodniowe maluszki, które będą do adopcji juz niedługo. Narazie są jeszcze karmione przez matkę.
Liczę na jakiś cud. Na kogoś , kogo wzruszy los kobiety. Na kogoś, kto chce się dokocić i nieważne jakim kotem - kolorowym, czy burym.
Oprócz dorosłych kotów - po ogrodzie biegają trzy 5-miesięczne bure maluszki, urodzone przez kotkę, którą jutro operujemy. Dwóch chłopców i dziewczynka.
Maluszki sa przemiłe. Wesołe. Zabawowe. Tylko,że bure.... zwyczajne pręgowane burasy.





W niedługim czasie czereda sie powiększy, bo wyjdą do ogrodu te, które jeszcze teraz w domowym zaciszu karmione są przez matkę.
Pani nie jest w stanie utrzymać tak dużej gromadki.
Bardzo liczę na to, że kogoś zachwyci przynajmniej jeden z tych banalnych pręgusków.