Około dwa tygodnie temu kotka wyprowadziła cztery kolorowe kociaki z piwnicy. siostra tej kotki wcześniej wyprowadziła pięć kociąt.
Łapałam te starsze kociaki, dzikunki, bo miałam dla nich lokum u Modjeski. Maluszki właziły mi do klatki-łapki, do transporterka, dwa dotykałam w piwnicy (prychały). Wypuszczałam je obiecując, że po nie wrócę, tylko muszę znaleźć dom tymczasowy.
Nie zdążyłam.
Kilka dni temu dowiedziałam się, że kocięta zniknęły. W piwnicy, w której bywały, znalazłam ślady krwi na posłanku. Trzy dni temu zobaczyłam jednego malucha, bez uszka. Wczoraj udało się go złapać. Ucho ma urwane, już podgojone. Reszta kociąt prawdopodobnie zginęła. Zapewne to był pies...
Uszek jest dzikidziki

Dziś wieczorem Uszek będzie u mnie. Oswoję chłopaka i znajdę mu dobry dom.
Jest mi cholernie źle, że wypuszczałam te maluchy wtedy, kiedy jeszcze żyły...