No więc dobrze....wybraliśmy się z Bolem do moich rodziców i do Trusi....
Bolo całą drogę szalał w kontenerku....dostał jakiegoś szału... trzy godziny płakał, gryzł kratkę...no cóż zachwycony nie był...
A w domu zostaliśmy przez Trusię przywitani jako goście "chlebem i solą"
Moi rodzicę zdębieli jak zobaczyli takie przywitanie
kochana Trusia
Bolas nic z tego nie rozumiał, zdębiał
Na szczęście moje kocio bardzo mnie miło zaskoczyło i z damą nie zadzierało, bawiło się jak zawsze
A ten małpiszon łaził za Bolasem cały czas z miną jak na pierwszym zdjęciu. Juz pomyślałam że skombinuje snopek słomy wywalę tę dwójkę do komórki, może sobie przypomną nie tak daleką przszłość
coś kiepska pamięć co u niektórych
W końcu kotuchy podzieliły mieszkanie na pół
Truśka objęła w posiadanie kuchnię i pokój rodziców a Bolas duży pokój i pokój mojego brata....
Niewidzilna linia i tak była przekraczana co rusz przez któreś, Truśka przecież nie mogła sobie podarowac wyrażania sowjego zdania co jakiś czas. Nawet rano w niedzielę o 7:00 raczyła otworzyć sobie drzwi do dużego pokoju i sprawdzenia co Bolek robi.
A Bolas koniecznie musiał sprawdzać co sie dzieje w pozostałych pomieszczeniach.....szczególnie w kuchni
Ale nie ma to jak okno w dużym pokoju...szczególnie, że pogoda nastrajała jaskółki do niskich lotów
A mój kochany braciszek tak montował zabezpieczenia na balkonie

, że dwa razy Bolas lądował u sąsiadów....raz został własnoręcznie przez sąsiada wynoszony z jego mieszkania i następowała przekazywanie kota pomiędzy balkonami
A Bolas za grzeczne zachowanie został zabrany na działkę i relacja z tych wydarzeń następnym razem
