» Pon cze 05, 2006 13:03
Kochane, w lecznicy byliśmy z cała trójką. Cała trójka była zbadana na specjalnych urządzeniach (badanie biopola - syn orzekł,że czuł się jak u szamanki) i na tej podstawie zaaplikowano im krople - każdemu coś innego. Do tego doszły drażetki ziołowe. Leczenie trwało ponad miesiąc i na skutek reakcji kocurów Pani doktor zalecila telefonicznie by rezydentom odstawiać sukcesywnie, a z Luśką jeszcze przyjechać. Niestety, mam tam ponad 40 km, a mój mąż wyjechał w delegację i nie byłam. Jedziemy we czwartek. To już Luśki ostatnia szansa, nie licząc codziennego tłumaczenia, że ma zaakceptować nasze kocury. Jedno jest pewne - diagnoza byla jednoznaczna. Luśka nie ma zachowań stadnych, jest bardzo dominująca i nie umie kochać innych futrzaków. Nas pokochała, mimo że początki były trudne, łącznie z dotkliwym gryzieniem. Teraz jest miziasta, przytulasta, mrucząca, ale też humorzasta złośnica. Dlatego tak boli, gdy pomyślimy, że ewentualnie trzeba by ją oddać - czy ktoś ją zrozumie? Czy ktoś ją złośnicę pięknotę pokocha? Gdyby ktoś chcial wymienić doświadczenia, to mozna pisac na priv (rzadko ostatnio bywam na forum). Pozdrawiam