Krówek z Pragi przeprowadzil sie w sobote rano na Mokotow, czyli do mnie i nowych kolegow.
Jest juz odpchlony, odrobaczony, uszy ma umyte, dostaje jeszcze antybiotyk, ale z kazdym dniem jest coraz lepiej - coraz rzadziej kicha i smarka. Oczka i nosek sa juz OK. Wazy 1,4 kg i jak na 3 miesiecznego kotka jest calkiem sporym k(ot)ulkiem (moj syjamek w tym wieku wazyl 900 gram!).
Ma dwoch kolegow - 9-miesiecznego kastrata Gutka, ktory mu matkuje od samego poczatku i 5-miesiecznego tchorza Malego. Maly (rezydent) wyprowadzil sie na dwa dni do lazienki na pralke, bo panicznie sie bal nowego przybysza, co oznajmial donosnym warkiem i sykiem. Teraz jest juz ogromna poprawa, Maly sie wyluzowal i na pewno za kilka dni dolaczy do Krówka-Gutka biegajac z nimi po mieszkaniu i lobuzujac.
Krówek uwielbia spac, bawic sie i jeeeesc.

Uczy sie baaardzo szybko, na pewno dzieki Gutkowi, ktory sie nim zajmuje. Nauczyl sie wdrapywac na strategiczne miejsca w mieszkaniu - lozko, kanape, parapety wylozone kocimi kocykami, używa drapaka, bawi sie namietnie pluszowymi myszkami, leje Gutka, wyjada jedzenie z trzech misek, hehe... A wczoraj po powrocie z pracy kompletnie mnie zaskoczyl, bo zaczal mruczec!

Dzielnie znosi wszystkie zabiegi pielegnacyjne i wizyty u Pani wet (ojoj, pierwsze co musislam zrobic to obciac mu pazurki), chociaz czesanie (a raczej badanie na obecnosc pchelek

) nie jest jego ulubiona atrakcja...
Mam tylko jeden problem - Maly juz nie jest najmniejszy ze stadka (bo przeciez Krówek zostaje!

), wiec musze mu nowe imie nadac... Pasztet moze byc?
