Katy, mogę Cię tylko zapewnić, że ten wątejk będę czytała z wielką uwagą...
Mam praktycznie taką samą sytuację: kiedy zdechła mi jedna z 2 kotek adoptowałam z miau kocurka. Chciałam, żeby koty miały czas na oswojenie się ze sobą, bo pod koniec czerwca wyjeżdżam, a TZ też często nie ma - wtedy jego tata przychodzi karmić koty.
Kocurek zamieszkał z nami ponad 6 tygodni temu. Na początku bał się naszej kotki - prychała na niego i warczała. Dość szybko jednak pojął, że jest 2 razy większy, a z tego jej hałasowania niewiele wynika. I zaczęło się to, co trwa do dziś: kotka spędza większość czasu na szafkach w kuchni lub na piecu, nie chodzi po mieszkaniu bo się boi, musimy ją nosić do kuwety - trzeba wtedy zamknąć łazienkę, bo Borys od razu przybiega i ją atakuje.
Koty pod naszą nieobecność zamykane są w osobnych pokojach. Gdy jesteśmy - kota zawsze trzyma się blisko nas albo leży w ww. miejscach, które uznała za dość bezpieczne. Jeśli nie uda nam się dopilnować Borysa i przydybie gdzieś kotę, jak przemyka do pokoju: bójka, wrzask koci, latające kłaki, zadrapania, sikanie ze strachu...
Wiedziałam, że to musi potrwać, ale zaczynam myśleć, że to się już chyba nie zmieni. Strasznie żal mi mojej kotki - nawet już się nie bawi, bo cały czas musi się rozglądać, czy nowego nie ma w pobliżu. Je mniej, ciągle śpi.
Nie wiem, co robić - za 4 tygodnie wyjazd, kotka nieszczęśliwa, nowy Borys ciągle rozdrażniony (zdarza mu się warczeć także na nas). Oddanie go osobie, od której go wzięłam na pewno byłoby dla niej dużym kłopotem, ciągle podrzucają je nowe kocie biedy... I jednocześnie moją własną porażką, nieodpowiedzialnością.
Kolega kupił mi Felifriend na niemieckim e-bayu, czekam na przesyłkę (niestetyw sprayu, bo nie ma kontaktowej wersji, ale ponoć bardziej na walczące koty, bo feliway jest chyba ogólnie na problemy, w tym posikiwanie). Nie wiem tylko, czy to coś da...
Zaczynam tracić nadzieję...