Byłam dzisiaj u Pani Reginy, choć tylko na króciutko, bo właśnie wybierała się z kotkami do lecznicy.
"Mruczki" przecudowne, zadbane, kochane, ufne. Pani Regina jest przemiłą osobą, naprawdę szczerze i serdecznie oddaną swoim kotkom, o każdym mogłaby z czułością opowiadać godzinami, lecz niestety również smutne historie - duża część z nich to koty domowe, wyrzucone przez poprzednich właścicieli, zabierane w mrozy z ulicy, ocalone przed uśpieniem. Niewielkie mieszkanko Pani Reginy to nie jest, jak mógłby ktoś pomysleć, jakaś ponura przechowalnia kotów, ale niezwykle sympatyczny, cichy i przytulny azyl. Naprawdę miło popatrzeć jak umoszczone na fotelach i regałach, zwinięte w kłębuszek śpią sobie takie spokojne i bezpieczne.
Niestety, tak jak pisała Bibi, Pani Regina jest teraz naprawdę w trudnej sytuacji finansowej i naprawdę nie poddaje się jej bezczynnie, robi co może, stara się pozyskać fundusze w urzędach, każdy jednak wie jaka jest polska rzeczywistość. A czas nagli - kilka kotków ma poważne powikłania po herpeswirusie, zaczerwienione, zamglone, łzawiące oczka (dwa przepiękne białaski właśnie dziś jechały do weterynarza). Jeżeli leczenie zostanie przerwane utracą wzrok, a opakowanie tylko jednego z niezbędnych lekarstw starczajacego na kilka dni kosztuje ponad 50 zł. a przecież trzeba jeszcze te kotki utrzymać, nakarmić.
Może ktoś jeszcze zechciałby pomóc tej dzielnej pani wyleczyć kotki, które właśnie u niej znalazły ciepłe schronienie przed nieprzyjaznym światem?
Naprawdę każda, najskromniejsza nawet pomoc będzie na wage zlota.
