Nadeszla odpowiednia chwila i wydra zostala poddana kastracji

Zeby nas chyba upewnic, ze decyzja o poddaniu jej temu zabiegowi jest w 100% sluszna mala o 5 rano obsikala nam lozko

Ale byl to jej labedzi spiew

Wczoraj o 8 rano zawiezlismy ja do weterynarza i o 16 odebrali jak juz bylo po wszystkim. Mala byla slabiutka, przespala prawie caly dzien u mnie na kolanach. Wieczorem juz wszystko wygladalo lepiej, przyszla normalnie spac do lozka, wlaczyla jak zawsze traktorek. Jak wstalismy rano biegala, bawila sie i wygladala na zadowolona. Nie wiem co podkusilo mojego TZ zeby popatrzyc na szew (oboje nie przepadamy za takimi widokami), spojrzal i zrobil sie zielony

Okazalo sie, ze rana sie rozchodzi bo mala jak wytrawny chirurg slicznie sobie szwy powyciagala

Niczego nie rozerwala, poprostu pozbawila sie cial obcych w ciele

Nie bylo innego wyjscia, czekala nas dodatkowa wycieczka do weta. Rana jest zszyta zszywkami ( chyba tak sie to nazywa), a Espresso wyglada tak ( to po to zeby nie bylo kolejnego zaslabniecia TZ

):
