Witajcie - wklejam emiliana dr. Włodarczyka, coby Wszyscy Sympatycy Tygrysia wiedzieli, jak jego matka zamierza go teraz męczyć.
( piątek ) Witam
W poniedziałek możemy rozpocząć leczenie interferonem. Zastanawiam się, czy najpierw nie zastosujemy antybiotyku Sumamed syrop 100 mg/5 ml. w celu wykluczenia zakaźnej anemii kotów, gdyż objawy opisane na początku mogą na nią wskazywać. Można by było podawać go od piątku lub soboty przez 3 dni, a potem jeśli nie będzie żadnych niepokojących objawów wprowadzić interferon. Myślę że lepszym rozwiązaniem będzie stosowanie interferonu codziennie przez 7 tygodni, ponieważ robiąc przerwy pozwalamy organizmowi uodpornić się na interferon w czasie 6-7 tygodni i robienie przerw skróciłoby nam pełne działanie interferonu ( zamiast działania przez 7 tygodni mielibyśmy tylko działanie przez 3,5 tygodnia)
Marek Włodarczyk
Rozpoczęłam podawanie od soboty, dzisiaj kończymy. Dwa-trzy dni przerwy i zaczynamy.
Tygryś wczoraj znów prześlicznie wypluwał lek, robił to naprawdę przekomicznie. Lezał w pozycji faraona na stole, absolutnie spokojnie i bez żadnego miauknięcia i syknięcia pozwalał sobie podawać do buzi po porcyjkach leku, które natychmiast wypluwał, równie spokojnie i bezgłośnie, i beznamiętnie. Był wyraźnie znudzony naszymi staraniami. Dwa razy dobieraliśmy lek.
W sobotę wet twierdził, że nawet jak kot wypluje, to żeby się nie przejmować, bo zliże lek z pyszczka i łapek.
Kot może tak, ale nie Tygryś.
Już z ciekawości poznawczej czekałam na w/w

zachowanie. A Tygryś z olbrzymią godnością zapluty trwał i trwał, i trwał. Więc matka grzecznie namoczyła reczniczek, wymyła buzię i łapki. Wtedy dopiero Tygryś przestał trwać

i ożywił się, i zaczął się przytulać.
Tygryś - tak jak napisała Magija, czuje, że walczy się o niego i doskonale czuje, kto walczy i potrafi to docenić. Wetom ( mimo, że sympatyczni i delikatni ) i naburczy brzydkie wyrazy, i machnie łapą - matka może go i ukłuć, i wlać coś do pyszczka ( pewnie sobie myśli - nie ma sprawy, niech się trochę staruszka ucieszy i tak się zaraz wypluje

).
A koleżanka Tygrysia - nie żyje. Zmarła w nocy z soboty na niedzielę. Była beżową, drobniutka tygrysiczką, śliczną mimo zabiedzenia. Miała podobno 10 lat, przyniósł ją nieco podpity i równie jak ona zabiedzony człowiek, przyciągniety tam przez dzieci. Widać trochę życie mu nie wyszło, choć jestem przekonana, że serce ma naprawdę dobre.
Dziewczynka leżała w oddzielnym pomieszczeniu, jeszcze w klateczce. Ucieszyłam się, że żyje. Stanęłam nad klatką i chciałam jej powiedzieć, że mam dla niej coś smacznego, i zobaczyłam, że ona zapewne ma przed noskiem coś o wiele smaczniejszego od mojego jedzonka, tylko już nie tutaj...i że jeśli coś tam szamie, to rozszarpane gardło juz nie boli.