Wczoraj umarła moja 11-miesięczna koteczka i stało się to jak grom z jasnego nieba, dosłownie w ciągu dwóch dni - nic pewnego, prawdopodobnie jakiś wylew wewnętrzny. Mam pewne zastrzeżenia co do wetów, którzy ją leczyli, dlatego ich zmieniam. ale nie o tym mowa.
Dziś zdecydowałam się przygarnąć do siebie kotkę w ciąży. Jest schroniskowa, ale przebywa tam od niedawna. Była kilka tygodni na kwarantannie i ponieważ przebywała prawie sama (z jednym kotkiem, który szybko znalazł dom), zwiększa to szanse, że nie jest chora.
Pani, która zamieściła o niej ogłoszenie, była zdecydowana z bólem serca uśpić małe, ale ja już postanowiłam, że pozwolę im zobaczyć dzienne światło i znajdę im jak najlepsze domki choćby pewne tymczasowe . To chyba z bólu po Gandusi - chcę, żeby jej śmierć okupiły jakieś uratowane życia i zdecydowałam się na te.
Problem tylko w tym, że w życiu nie miałam ani ciężarnej kotki, ani takich maleństw, najmłodszy kotek, którym się zajmowałam, miał ok. 5 tygodni. Wiem, że przy oseskach kotka na ogół wszystko robi sama, na to prawdę mówiąc liczę, ale i tak mam wielkiego stracha.
Rozmawiałam już z Jopop i przynajmniej opiekę lekarską mają zapewnioną

I mam raczej ograniczone możliwości finansowe, bo jak wiele z Was studiuję dziennie i nie mam stałej pracy. wiem, że to spore wyzwanie, dlatego mam nadzieję, że mi pomożecie

Te spoza Warszawy raczej tylko mentalnie, ale może czyta to któraś warszawianka?
Chodzi mi o ewentualne domki tymczasowe dla małych, jeśli urodzi ich się dużo (mam ojca, który chyba mnie rozerwie, jeśli je zobaczy - jest duża szansa, że nie zobaczy, bo mieszkam sama, ale w kupionym przez niego mieszkaniu), pomoc w istnieniu wątku o adopcji na Kociarni (to co prawda obiecała Jopop



Lepiej byłoby też zaszczepić małe przed szukaniem im domów... Jopop zasugerowała zbiórkę na forum... Jeśli nie to też spróbuję sobie poradzić sama, ale nie będzie łatwo.
Wiem za to, że zrobię wszystko, co tylko potrafię, żeby poznały TEN świat - pomogło mi w podjęciu tej decyzji czytanie miau

[/b]